falka85868
07.06.23, 19:23
Obydwoje mamy po 27 lat. Poznalismy sie w pracy. Na poczatku duzo ze soba rozmawialismy, miedzy nami utworzyla sie przyjazn. Okazalo sie, ze mamy podobne zainteresowania, nie lubimy tych samych rzeczy, lubimy takie samo jedzenie, filmy itp. dobrze sie ze soba dogadujemy i rozumiemy. Jestesmy jakby jedna dusza w dwoch cialach. On sam stwierdzil, ze jestem nim tylko jako kobieta. W ktoryms momencie zaczely sie pierwsze flirty, dwuznaczne teksty, zaczelismy ze soba pisac. On powiedzial wtedy, ze i tak nie chce byc ze swoja zona, w tamtym czasie byli ledwo 5 miesiecy po slubie. Ze sie nie dogaduja, ze sie kloca, ze slub byl tylko ze wzgledu na dzieci. Ja naiwnie w to uwierzylam. Oczywiscie gdzies zaczely pojawiac sie silniejsze uczucia, staralam sie to kontrolowac. Przespalismy sie ze soba. Po czasie on stwierdzil, ze ze wzgledu na dzieci chce sprobowac ten zwiazek uratowac. Ja to rozumialam. Postanowilismy, ze bedziemy sie tylko przyjaznic. Wytrwalismy pare tygodni, i przespalismy sie ze soba znowu. I pozniej znowu. Mnie ta sytuacja meczy, bo z jednej strony wiem doskonale jak beznadziejny jest fakt, ze on ma zone, albo raczej fakt, ze ja wiem ze on ma zone a i tak z nim sypiam. Szczerze mowiac, mam wrazenie, ze mam wiecej wyrzutow sumienia niz on. On "wie, ze to nie jest okej ale...". Z drugiej strony, dogadujemy sie ze soba naprawde super. Ale mam wrazenie, ze na przyjazni to nie pozostanie i w ktoryms momencie znow wyladujemy w lozku, obydwoje pociagamy sie az za bardzo, lubimy tez te same rzeczy. Ale szkoda mi konczyc ta zwykla, przyjacielska relacje.