koralka32
29.03.13, 13:08
Dziwna sprawa. Wspólny płot z sąsiadami. Posadzili jakiś czas temu bluszcz na wspólnym naszym płocie. Płot betonowy i powinno być ok. Nie przeszkadzałoby mi to gdyby ten bluszcz przechodząc na naszą stronę piął się po płocie od naszej strony.
Niestety roślina przechodząc przez szczeliny nie pnie się po płocie a rośnie sobie dalej prostopadle do płotu, czyli na wprost albo czepia się moich roślin i je okala.
Problemu by nie było gdyby sąsiedzi tak raz lub dwa razy w roku obcinali go i byłoby po sprawie. Niestety nie kwapią się i zmuszają do tego mnie. Prosiłam o to by coś z tym zrobili i scedowali to na mnie mówiąc, że mam sobie obcinać.
Może jestem upierdliwa ale...no właśnie. Dlaczego mam pracować nad czyjąś roślinnością. Wychodzę z założenia, że skoro oni pojęli się sadzenia to również powinni pielęgnować.
Mam swój ogród, który pielęgnuję. Mam również roślinność, którą trzeba przycinać i to robię. Staram się by nikomu ta roślinność nie przeszkadzała i nie trzeba mnie o to prosić. Uważam, że powinno tak być.
Denerwuje mnie to... bo dlaczego mam poświęcać czas pielęgnować czyjś bluszcz. Przecież mogę go poświęcić na wiele innych rzeczy a nie na darmową pracę nad roślinnością sąsiadów. Dodatkowo dochodzi problem z tym, że należy jakoś się pozbyć tych uciętych gałęzi, więc trzeba je wsadzić do kosza na odpadki i zapłacić za wywóz. I muszę to zrobić ja. Dlaczego?
Otóż od kilku dni czytam fora, porady itd. I jestem w szoku. Nie mam żadnych możliwości prawnych aby zmusić sąsiadów o to by dbali to tą roślinność, poza wysłaniem do nich pisma z prośbą o to. Generalnie rzecz biorąc, mogą mnie olać i postępować tak dalej robiąc ze mnie swojego darmowego robotnika i ja nic nie mogę z tym zrobić.
Załamana jestem.