dar61
28.01.22, 12:14
apersona spytała:
'...
Długo się czeka na owoce pigwy?...'
Pigwę (drzewo) szukałem wiele lat, na przełomie wieków wypatrzyłem w swym rodzinnym mieście przypadkiem, ostatnią sztukę w sklepie zielonym.
Nie wiedziałe, że to los nas ostrzegał, pomagał, podpowiadał...
Była to spora sadzonka, z balotem była chyba mego wzrostu - nie wiem, ile lat w szkółce ją prowadzono, jak dla mnie ze 3, 4.
Po posadzeniu miała w następnym roku coś ze dwa kwiatki, ale owocu z tego nie było.
Po 3-4 latach, gdy rozbudowała koronę na metr szeroko i wysoko, miała coś z dziesięć owoców, co bez problemu dało się zjadać.
Rosła wszerz nadal, nie za dużo w górę - a wyczytałem, że nie zaleca się jej formować, bo cierpi, gdy się jej przycina* gałęzie.
Po następnych kilku latach, gdy pod ciężarem owoców (średnio circaebałt pół kilo każdy) zaczęła się nasza pigwa nieco przeginać swym plonem, wysoko w koronie doczepiłem jej łańcuch, napiąłem naciąg ten do płotu spionowawszy pień, jednak odciąłem najbardziej problematyczne konary - po latach około 7 łańcuch zdjąłem, rok temu sezon miała od tego wolny, nie doginała się na boki, a plonowała jak zwykle (ma już ze 3,5 m wysokości, tyleż korona szerokości).
Jak zwykle, to znaczy ze dwie - rok w rok (!) miednice owoców...
Mniemałem od tej ostatniej dekady jej owocowania, ze zdarzy się jej jakiś okres oddechu, zbierania sił - nic z tego. Owocuje cudnie, ale tego się
nie da przejeść średniej rodzinie.
Rozdawaliśmy jej owoc komu się dało, ale większość znajomych i rodziny zaczęła już na to się dość boczyć. Jak rozdawałem gotowe z niej, z pigwy dżemy, boczenie było ... mniejsze.
Rozumiem więc, dlaczego pojawia się jej owoc na targowiskach, ale nie rok w rok - cena bywa spora.
W sklepach jest (sieci o nazwie 4-literowej z pierwszą i ostatnią literą L w nazwie) ona w cenach np 15-30 zł, al z braku popytu dość często obniżanej. Owoc z importu jest jakiś taki twardszy niż nasz, nasz ma meszek, tamte są łyse. Nie wierzę, że eksporter je obciera owoc po owocu, ale są jakieś takie twardsze.
Niestety, nie było mi dane sprawdzić w tym jw. sklepie, jak długo im w chłodniach ten owoc się nie psuje, nie przejrzewa - bo sieć tego sklepu ma zwyczaj przerzutu swego towaru dalej. Ten sklepowy był raz chyba turecki, raz z Francji, raz z Węgier chyba - jak oni je tam zbierają, ze szybko nie przejrzewa, nie wiem, nasz chowałem dekadę temu do lodówki - i tak tam przejrzewał...
Nasz owoc - czy to zbierany jako spad (łatwe uszkadzanie skórki = szybkie tam gnicie), czy zrywany, zaczyna dopominać się przetwarzania tak w 2-3 tygodnie. Nieco to wydłuża trzymanie go w chłodzie ogródka i składziku.
Już mieliśmy ze 2, 3 roczniki, kiedy tak szybko przejrzał ten owoc, że poszedł do kompostu, a żal był ogromny te dwie miednice urobku wyciepać.
Ale pomogło to w konsumpcyjnej u nas owocowej górce.**
Szkodników na pigwie nie ma żadnych, wżer, wgryzka była może z raz, ze dwa - ale na sąsiadce jabłoni stale - może larwy mają wybór?
Słynne nalewki pigwowe nie zdążyłyby zagospodarować plonu pigwom.
Namawiam zawsze na jej zdżemowanie, często z domieszką innego owocu (u nas standardowo pigwowcem - jego kwas i aromat świetnie działa na pigwę), świetne są z niej syropy (smak czystego soku jest dość... mało słodki) - a dodatek soku i dżemu do czegokolwiek odsuwa lekarza na kilometr...
O krojeniu i wycinaniu gniazd nasiennych pigwowych owoców nie piszę, żeby nie zniechęcać smakoszy i smakoszek - radzę szykować noże rzeźnickie do tego. Ale ten zabieg ma się nijak do preparowania owoców pigwowców, jakie też zasługują na osobny ogrodowo-kulinarny wątek...
*/ Powodem tej opinii jest chyba to, że owoc każdy u pigwy naszej zawiązuje się na końcu pędu. Jego odcięcie zimą dekapituje tam zawiązek owocu w pąku końcowym.
**/ Jakoś nam się nie chce spróbować jedynej metody regulacji obfitości plonu pigwom, czyli utrącania kwitnących pąków. Drzewo świetnie wygląda, kwitnąc, aż żal to demolować. Sądzę też, że pozostawione kwiaty zyskałyby wiele, a wyrosły z nich owoc byłby jeszcze bardziej bombiasty, niż jest dziś bez tej redukcji. Zadziwia też, że te byczyste owoce nigdy się nie odrywają pod swym ciężarem - z całego plonu góra 1/3 - 1/2 spada nam sama - a eksperymentowałem z tym zwlekaniem zrywania do samych pierwszych mrozów i śniegów.