taclar
15.07.05, 07:54
Specjalna grupa operacyjna będzie sprawdzała bilety w tyskich autobusach
Tomasz Głogowski, Katowice 14-07-2005 , ostatnia aktualizacja 14-07-2005
22:04
Ochronne kamizelki, samochody z kogutami i lizaki do zatrzymywania autobusów.
To nie wyposażenie jednostki Grom tylko kontrolerów, którzy będą od
przyszłego tygodnia sprawdzać bilety w tyskich autobusach.
Twórcą grupy jest Łukasz Pyszkowski, szef firmy Vector zatrudniającej
kontrolerów w tyskich autobusach. Wybrał do niej 12 pracowników - rosłych,
najbardziej doświadczonych i sprawnych. Poruszają się samochodami z
pomarańczowymi kogutami, mają lizaki do zatrzymywania autobusów i specjalne
ochronne kamizelki. - To na wypadek, gdyby ktoś chciał zranić kontrolera
nożem - mówi Pyszkowski.
Od przyszłego tygodnia specjalna grupa operacyjna - bo tak oficjalnie się
nazwali - będzie sprawdzać bilety w tyskich autobusach. To eksperyment.
Jeżeli się powiedzie, zostanie wprowadzony na stałe.
Kontrole z pewnością będą widowiskowe. Za każdym razem na przystanek podjadą
samochody na sygnalne. Dziesięciu kontrolerów wejdzie do środka, dwóch
zostanie na zewnątrz. - To na wypadek, gdyby ktoś chciał uciec. Mieliśmy
przypadki, że facet bez biletu zwiał przez malutkie okienko w autobusie -
wyjaśnia Pyszkowski.
Wszyscy pasażerowie zostaną sprawdzeni w ciągu dwóch-trzech minut. Dopiero
potem autobus będzie mógł jechać dalej. Pyszkowski zapewnia, że podczas
takich kontroli nawet mysz jadąca bez biletu się nie prześlizgnie.
Grupa będzie działać na trasach, gdzie do tej pory najwięcej osób jeździło
bez biletu, np. z Tychów do Katowic. Tłumaczenie, że ktoś nie ma przy sobie
dokumentów, na nic się nie zda. Gapowicze, którzy nie będą chcieli się
wylegitymować, będą mieli do czynienia ze strażą miejską, która zgodziła się
wspomagać akcje.
Kilka dni temu podczas próbnej akcji specjalna grupa operacyjna sprawdzała
wszystkie autobusy odjeżdżające spod Urzędu Miejskiego w Tychach do Katowic.
W ciągu dwóch godzin kontrolerzy wypisali 80 mandatów!
Andrzej, student z Tychów, choć miał wtedy bilet i nie zapłacił kary, nie był
zachwycony. - To nie była kontrola. To było polowanie na tych, co jechali na
gapę. Przypominało to łapankę. Żadnego tłumaczenia, od razu wlepiali mandat -
denerwuje się.
W Chrzanowie, gdzie grupa operacyjna Vectora działa już od kilku miesięcy,
niektórzy pasażerowie na początku krzyczeli "gestapo". - A teraz pytają,
gdzie są "komandosi", bo odkąd się pojawiliśmy, zrobiło się bezpieczniej -
zapewnia Pyszkowski.
Potwierdza to Antoni Liszka, szef marketingu Związku Komunalnego w Chrzanowie
i jednocześnie wiceprzewodniczący Rady Powiatu. - Zanim pojawiły się lotne
kontrole, pasażerowie masowo jeździli bez biletów i śmiali się nam w twarz.
Teraz liczba gapowiczów spadła o ponad połowę, a my dodatkowo zarobimy w tym
roku kilkaset tysięcy złotych - mówi Liszka i wspomina pierwszą lotną
kontrolę w Siewierzu. W ciągu godziny grupa operacyjna wypisała...150
mandatów.