minewra_101
08.10.08, 12:29
chciałabym dodać trochę otuchy dziewczynom, które mają endo i chciałyby mieć
dziecko.
Moja sytuacja: mam PCO i endometriozę, czyli 2 choroby, które niekorzystnie
wpływają na płodność. Jakby tego było mało lokalizacja endo (zatoka Douglasa)
powoduje, że po operacji jest wysokie ryzyko zrostów (wyższe niż w przypadku
innych miejsc) więc moja szansa na dzidzię jeszcze bardziej spada. Kiedy to
usłyszałam (opinia potwierdzona u 2 lekarzy) to byłam załamana. Lekarz dał mi
2 opcje do wyboru:
1. Operacja na endo, a potem staranie się o dziecko (pamiętając o ryzyku zrostów)
2. Przez pół roku starania o dziecko przy użyciu stymulacji, a po tym czasie,
w przypadku braku efektów - operacja.
Lekarz sam uznał, że w obu przypadkach moje szanse na dziecko są bardzo małe.
Starania rozpoczęłam w styczniu. Każdy kolejny miesiąc bez efektu, na dodatek
po 3 cyklach przestał pękać mi pęcherzyk. Moje niewielkie nadzieje z początku
starań stawały się coraz bliższe zeru. W końcu podjęliśmy decyzję, że po
urlopie podejdę do operacji. Równocześnie, w czerwcu, odstawiłam stymulację -
nie chciałam już męczyć organizmu. We wrześniu pojechaliśmy na urlop. Nie będę
tutaj opowiadać, że zupełnie nie patrzyłam na dni płodne i że w ogóle o tym
nie myślałam, bo to nieprawda. Dokładnie wiedziałam kiedy mam szanse na
owulację (chociaż nie miałam pojęcia czy do niej dojdzie) i nawet w tym celu
wzięłam testy owulacyjne (zgodnie z którymi moja owulacja trwała niby 4 dni
;)). Pilnowałam też częstotliwości stosunków (tak wiem, że to mało
romantyczne, ale niestety to jest urok wiedzy na temat procesu zapłodnienia -
pewnie lepiej byłoby nie wiedzieć ;) ). Przyznam się, że się łudziłam
(ostatnia próba), ale było to podparte mało racjonalnymi argumentami.
Po powrocie z wakacji czułam się dokładnie tak samo. W zasadzie powoli
zaczynało do mnie docierać, że moje nadzieje nie są niczym podparte więc
lepiej już sie przygotowywac na rozczarowanie. Do lekarza miałam się zgłosić
na badanie w pierwszym dniu okresu. Kiedy byłam w 25 dniu cyklu postanowiłam
zrobić test. Było to zupełnie bez sensu, bo ani nie czułam się inaczej, ani
nie spóźniał mi się okres - nic. W zasadzie miał to być test dla samego testu.
Jakież było moje zaskoczenie, kiedy zobaczyłam na nim 2 kreski!!!! Zaraz
zrobiłam nastepny i wynik został powtórzony. Nastepnego dnia poleciałam do
szpitala na badania i okazało się że mam betę na poziomie 1650, czyli wszystko
wskazywało na ciąże. Do lekarza szłam strasznie zdenerwowana. Nie mogłam
uwierzyć w swoje szczęście. Na dodatek bałam się, że może to być ciąża
pozamaciczna, bo to się zdarza przy endo. Lekarz zrobił mi usg i...
potwierdził, że jest ładne ciałko żółte a w macicy jest widoczny
pęcherzyk!!!!! Równocześnie, ze względu na moje problemu lekarz uznał, że
ciąża jest ciążą wyższego ryzyka, dlatego od poniedziałku mam L4 i leżę. I
żyję nadzieję, że maleństwo przetrwa :)
Napisałam to aby pokazać, że nie można tracić nadziei. Moja ciąża wzbudziła
ogromne zaskoczenie u lekarza i przyznał mi się on,że z medycznego punktu
widzenia w zasadzie nie miałam szans. Zatem cuda sie zdarzają :))) Trzymajcie
kciuki za maleństwo :)