takie_dylematy
12.07.14, 23:19
Mam 28 lat, jestem w związku od 4 lat. Od jakiegoś roku delikatnie, bardzo subtelnie starałam się podsuwać facetowi pomysł, że możeby jednak warto juz było pomyśleć o jakiejś stabilizacji, zwłaszcza, że mieszkamy ze sobą. Aluzje nie dotarły. Zaczęłam więc mowić nieco bardziej konkrtenie, zwłaszcza, że okazało się, że mogę mieć problemy z płodnością i przed 30tką po prostu najlepiej, jakbym już miała dziecko. Nie dotrało i to. Powiedziałam więc niedawno wprost, że oczekuję oświadczyn, ślubu i dzieci - tylko, jeśli on tego chce, nie chcę nic za wszelką cenę. Usłyszałam, że potrzebuje czasu itp. Po dwóch miesiącach temat wrócił - burza z piorunami, płacz i kłótnia - że nie będę czekać w nieskończoność i rozumiem, że on jest na innym etapie i że nie chce takiech deklaracji. Ja nie chcę iść na kompromis, więc jestem za rozstaniem się i tyle. Facet coś tam przebąkuje o daniu mu czasu... Beznadzieja jakaś, nie wiem, co mam o tym myśleć, czy nie dać sobie po prostu spokoju z takim niezdecydowanym lekkoduchem...??