pamig
07.10.06, 16:54
Nareszcie znalazłam takie forum - malootka czytałam Twój wątek i zaczynam
nowy, ale czuje się w dużym stopniu podobnie jak Ty...
Ale - Nigdy NIE POWIEM mojemu chłopakowi, ze chcę ślubu!!! Ja wiem, że on nie
chce - mówił mi o tym, bo ma za sobą długie i nieudane małżeństwo - ja nie
mówiłam, ze chcę, tylko,że chcę budowac dojrzały związek - stabilizacja,
rodzina, dzieci i te sprawy. Mam 27 lat i dojrzałam do tego i mam dość bujania
się z niewłaściwymi partnerami. Nie wiem, czy do tego potrzebny jest ślub, ale
powoli dochodzę do tego że "konkubinat" to taki wolny związek, on nie daje
takiej pewności, poczucia stabilizacji,bezpieczeństwa...
Po prawie roku znajomości zaczęłam mieć żale - ze on nie mówi o naszej
przyszłości, a ja mówię - że chce ze mną być, kocha, ale co z tego, jak w
każdej chwili może wyjechać, bo chce czuć się dobrze również kiedy mnie nie
ma. Ja go pokochałam, to był pierwszy mezczyzna, przy którym poczułam, ze mogę
mieć normalną rodzinę, dziecko, ale brakuje mi tej formalizacji, i to chyba
chodzi o zaręczenie, może ślub cywilny w dalszej kolejności. Nie liczę na to,
że on do tego dojrzeje i że będzie tego chciał.
Nie będę go o to prosić, ani wymagac tego od niego, po prostu albo ja odejdę
albo to się samo rozwiążę w końcu. Nie chce tracić nerwów, po prostu myślę, że
ludzie są ze sobą na próbę, a jeśli okazuje się, że mają tak różne potrzeby w
fundamentalnej kwestii "bycia razem" to po prostu się rozchodzą.
Ja go kocham i zawsze go będę mieć w sercu, cokolwiek się wydarzy.
Ale mam też takie marzenie i cenię też się na tyle, żeby mieć odwagę mieć
takie pragnienie, (no cóż feministka ze mnie kiepska w tej konkretnej
sytuacji), że to przyniesie mi ten bukiet róż i szepnie wreszcie bez lęku, że
to ze mną chce być do końca życia...i wszyscy będą to wiedzieć, bo będzie mnie
tak traktował przed nimi, a nie jak koleżankę, kumpelę, przyjaciółkę,
współlokatorkę (słowa jego matki).