eryk.kl
30.12.13, 14:42
Witam. Często odwiedzam to forum żeby poczytać że są ludzie którzy mają podobnie, którzy też cierpią przez osobę którą kochają:( Dużo tu postów o osobach krzywdzonych przez partnerów BPD, ja dopiszę kolejną historię by po prostu wyrzucić to wszystko z siebie. A może żeby ktoś napisał że jednak da się to wyleczyć? Jestem z nią od 5 lat, 3 po ślubie. Ona zmieniła moje życie w koszmar, tak piszę to wprost i z pełną świadomością tego słowa. Mam 30 lat a czuje się i wyglądam na co najmniej 2x tyle. To była miłość od pierwszego wejrzenia, cudowna dziewczyna, mądra, ładna, aktywna, mająca w sobie "to coś". Gdy ją poznałem poczułem że na to czekałem całe życie. Ona również świata poza mną nie widziała, na każdym kroku okazywała jak bardzo mnie kocha. Te emocje, uczucia, ten niesamowity seks i wspólnie spędzany czas, wspólne pasje... Nigdy tego nie zapomnę. Po roku bycia razem zaczęło się psuć. Awantury o nic, kontrolowanie, poniżanie, wypominanie moich wad itp. Wiecie o czym piszę bo zauważyłem że osoby z BPD wchodzące w związek mają identyczny schemat działania. Kropka w kropkę. Mimo tego wszystkiego co wyprawiała kochałem jednoczenie nienawidząc. Obiecywała poprawę i faktycznie zmieniała się na tydzień, dwa. Te chwile gdy było dobrze były chwilami niezapomnianymi. Karmiłem się tymi chwilami bo gdzieś pojawiała się niepewność że jutro mogę być już najgorszym wrogiem. Wiem że ze mną też musi być coś nie tak skoro dałem się tak zmanipulować. Jestem a raczej byłem facetem raczej stabilnym emocjonalnie ale jednoczenie wrażliwym i uczuciowym. Po dwóch latach już nie dałem rady, miałem dość, odszedłem. Błagała i przekonywała, aż uległem. Wstyd mi za to że wtedy dałem się podejść. I ona zrobiła coś czego nigdy nie powinna robić. Zaszła ze mną w ciążę. Zadecydowała za nas troje:( Oczywiście synek jest dla mnie najlepszym co mnie spotkało w życiu, chyba jedynym plusem tego związku. Nie żałuje że on jest na świecie ba, dzięki niemu mam po co żyć:) Chodzi o to że nie chciałem by nasze dziecko poczęło się w wyniku jej chwilowej manii na wspólną sielankę. Ona w tamtym czasie zupełnie nie była i chyba ciągle nie jest gotowa do macierzyństwa. Nie chciałem skazywać dziecka na jej humory:( Gdy zapytałem ją dlaczego to zrobiła, przecież nasz związek jest taki kruchy a dziecko potrzebuje stabilizacji i spokoju powiedziała: specjalnie odstawiłam pigułki anty żeby zatrzymać cię na zawsze. Bo przecież ja tak cię kocham. I obiecuję że się zmienię. Uwierzyłem. Stanąłem na wysokości zadania i wziąłem z nią ślub, zapewniłem stabilizacje finansową. I chciałam dać jej miłość i poczucie bezpieczeństwa. Wierzyłem się zmieni. Przez ciążę i pierwsze miesiące życia synka zrobiła horror. Ucieczki do rodziców w środku nocy, wyrzucanie mnie z mieszkania, wzywanie policji bo ja ją biję choć nigdy nawet palca na nią nie podniosłem. Manipulowanie rodziną że ja jestem psycholem i ja dręczę. Raz wyczyściła konto, zostawiła maleńkie dziecko i pojechała w tango na dwa tyg. I oczywiście po tych jazdach znowu sielanka i obietnice że się zmieni że kocha. Po tym wydarzeniu siłą zaciągnąłem do psychologa, chodziła, czasami udawała że chodzi, wylądowała w psychiatryku jak chciała się zabić lekarze stwierdzili że to BPD. Tak oto wygląda moje życie, obecnie zostawiłem ją, zabrałem dziecko i ukryłem się u rodziców. Nie wiem co dalej. To nie jest życie. Chodzi na terapię, osobiście ją woziłem bo jak w przysiędze: w zdrowiu i chorobie a teraz robią to jej rodzicie. Ale to nic nie daje. Leki nie pomagają. Jej rodzina oskarża mnie że to ja jestem skur*wysynem że to moja wina. Tak ich zmanipulowała. Posiwiałem przez nią i mam psychikę w strzępach. A ona? Bawi się w najlepsze na dyskotekach z nowym kolesiem, młodszym i wypisuje mi w smsach że teraz dopiero poczuła że żyje bo ja wpakowałem ją w dziecko i gary. Ja ją wpakowałem. Śmiech na sali. Wiem że ona jest chora, zresztą jej mamusia też niezbyt stabilna emocjonalnie więc to chyba rodzinne ale ja mam dość. Chce pozbawić ja praw rodzicielskich ale co ma zrobić facet który ma tak zepsutą opinię? Co mają zrobić ci wszyscy faceci którzy mają w domach takie kobiety i są oskarżani o całe zło? Facet zawsze jest winny. I wiem co ona za jakiś czas zrobi, wróci bedzie obiecywać, płakać, zrobi na dwa tyg sielankę. Boje się ze znowu ulegnę. Ale jest synek, jesteśmy rodziną. Tyle niewiadomych i sprzecznych myśli kłębi mi się w głowie. Mimo tego wszystkiego kocham ją bo potrafi być ciepła, miła, opiekuńcza, kochana. Faceci którzy żyjecie z kobietami BPD napiszcie o swoich doświadczeniach. Napiszcie, czy jest szansa na lepsze jutro? Bo ja juz chyba wysiadam z tego pociągu. Pozdrawiam