ellje
10.10.07, 10:53
Witam wszystkich opiekunów małych "wrażlwców".
Trochę raźniej zrobiło mi się po przeczytaniu niektórych postów, bo
żeczywiście ciągle się zamartwiam czy to nie nasza wina, ze syn jest
taki a nie inny, może to nasze błędy wychowawcze.
Ale może lepiej zacząć od początku.
Mam 2 synów; młodszy - 2,5 roku Tomek, z którym właściwie nie ma
problemów - jest otwarty, rozbrykany (może nawet zabardzo),
pogodny,odważny ...Natomiast starszy - 6 lat Kuba jest jego
przeciwieństwem.
Kubuś już od pierwszych miesięcy był spokojny, baaardzo ostrożny i
najpewniej czuł się wśród najbliższych,nie lubił szalonych zabaw i
śmiał się stosunkowo mało jak na małe dziecko. W zasadzie taki
pozostał. Naprawdę zaczęliśmy się jednak martwić jak poszedł do
przedszkola (3,5 roku). Po miesiącu musieliśmy zrezygnować;
histeria, wymioty, biegunka, moczenie nocne - wszystko co tylko
możliwe. Później stopniowo zaczął chodzić dzięki babci która
najpierw chodziła z nim raz w tygodniu na rytmikę. Jednak codziennie
rano była rynienka i ponieważ ja sobie z tym nie radziłam musiał
sprostać temu mąż, zresztą z sukcesem. W przedszkolu w ciągu dnia
było OK. Jednak problem trwa. A może nawet narasta. W ubiegłym roku
byliśmy u psychologa . Pani psycholog stwierdziła, że Kuba rozwija
się prawidłowo, jest dzieckiem inteligentnym, ale żeczywiście jest
bardzo wrażliwy. Udzieliła nam kilka porad, które chyba nawet
przyniosły jakieś efekty. Jednak nasze problemy się nie skończyły.
Wygląda na to, że teraz dopiero zaczynają się na dobre. Od tego roku
Kuba chodzi do "0" a to już obowiązki. O ile w ubiegłym roku
praktycznie już nie płakał w przedszkolu to od tego roku znów się
zaczęło.Mam wrażenie że pod wpływem obowiązków, uwag pani (zwykłych
uwag,żeby np. coś poprawił,bo to miało być inaczej). Zapisałam go na
pływalnię - nie chce chodzić. Z nami chodzi i jest OK, ale z
przedszkolem płacz. Nie chcę ustąpić, bo już w ubiegłym roku mu
odpuściłam myśląc że przez rok się oswoi, w między czasie sami z nim
chodziliśmy. Nie chodzi o naukę pływania, tylko o przyzwyczajanie
się do nowych sytuacji. Nawet z nim rozmawiam i tłumaczę, że musi
przyzwyczajać się do nowych sytuacji, bo w życiu już tak jest że nie
zwasze robimy to co chcrmy,lecz to co musimy.Boję się, że będzie
miał przez to problemy w szkole,boję się że dzieci mogą przestać go
akceptować a wreszcie czy to nie spowoduje jakiejś depresji itp. W
tej chwili z dziećmi radzi sobie w miarę dobrze - choć często się
obraża, ale jest akceptowany, nawet koledzy liczą się z jego
zdaniem, ale w starciu z dziećmi zdecydowanymi, pewnymi siebie -
przegrywa. Staramy się z mężem podnosić go na duchu i chwalimy przy
nawet drobniejszych osiągnięciach aby mu dodać pewności siebie, ale
to wciąż mało. Jest dzieckiem zdolnym, mądrym, ale najdrobniejsze
niepowodzenie przeżywa bardziej niż jego rówieśnicy.Jest kochanym i
dobrym dzieckiem, ale zbyt wrażliwym a to utrudnia życie w
dzisiejszym, brutalnym świecie.
Napiszcie proszę jakie macie sposoby, jak sobie radzicie z podobnymi
problemami.
Przepraszam, że tak się rozpisałam, ale chciałam w miarę jasno
opisać nasze problemy, choć i tak wiele pominęłam.
Cieszę się, że jest takie forum.
Pozdrawiam wszystkich.