kozka1
14.01.18, 18:01
Witam,
parę dni temu miałam sen - jestem w obcym mieście, oddzielam się od zorganizowanej grupy i nudzącego mnie przewodnika, zaczynam zwiedzać na własną rękę. Wchodzę na podwórko w kształcie studni, bez roślin, zwierząt. Wygląda to na starą, cenna część miasta. Budynki wokół to pustostany, ale wciąż piękne, nie są wysokie, ani zniszczone - błękitne (cegły z niebieskim, grubym szkliwem) ramy okien wciąż białe i pełne szyby. Zaczynam się powoli wspinać po spiralnych schodach mini baszty, widzę, że jakiś mężczyzna mnie obserwuje, (tak jakby wahał się czy mnie nie przegonić, czy nie jestem wandalem), ale nie zatrzymuje mnie. Z ciekawością zaglądam przez malutkie okienka i obserwuję sąsiednią ulicę zbudowaną z kocich łbów i budynek, w którym jest ciemne przejście/brama w kształcie tunelu. Nagle w bramie pojawia się
grupka zdenerwowanych mężczyzn, po chwili rozbiegają się w różnych kierunkach. Zdaję sobie sprawę, że uciekają przed jakimś poważnym zagrożeniem i najwyższa pora, żebym też wzięła nogi za pas. To zagrożenie, to latający smok w kolorze lazuru, przedostający się przez bramę. Nie znam topografii miasta, więc biegnę na oślep pierwszą napotkaną wąziutką uliczką, niestety nie ma gdzie się schować, smok dogania mnie bez najmniejszego trudu. Jego moc jest wielka, sam pęd powietrza obraca mnie na plecy i unieruchamia. Smok szykuje się do ataku, zamienia w energię, która wygląda jak lazurowa mgła i z impetem wnika w moje ciało, szczególnie klatkę piersiową. To trwa ułamek sekundy, ale ku mojemu zdziwieniu nie robi mi krzywdy, wstaję zdziwiona tym faktem i po prostu wiem, że od tej pory smok stał się częścią mnie.
......................
Zapytałam Księgi co ten sen oznacza dla mnie.
Wyszedł heksagram 48 studnia - bez zmiennych.
Zauważam podobieństwa symboli: podwórko - studnia, wyłożone kamieniem, błękitny kolor, brama w kształcie tunelu, spiralny kształt schodów, baszta, smok w kolorze lazuru, poruszający się jak fala - zero ognia, woda - emocje... Uciekam przed emocjami, ale wydarzy się coś takiego, że będę musiała je w końcu przyjąć, a to mimo moich obaw, że wyrządzi mi krzywdę sprawi, że w końcu je w sobie zaakceptuję? Jakuś takuś?
Pozdrawiam. Kózka