b-a-n-i-t-a
15.02.11, 22:41
Witajcie kumy! Przeglądam sobie właśnie forum i widzę, że co najmniej połowa forumowiczów gościła w Dolomitach w tym samym okresie na początku roku :) Czas na krótkie podsumowanie mojego wyjazdu w Dolomity z Panem Prezesem.
Na początek muszę napisać, że Pan Prezes ma superluksusową willę, podgrzewane podłogi i inne szmery bajery, problem w tym, że w samym środku gór na końcu świata, skąd 20 minut jedzie się do Corvary z czego ponad 10 minut serpentynami po górskiej drodze, gdzie 2 samochody mogą się minąć tylko w wyznaczonych miejscach. Ale jest OK. Nasz pierwotny plan został trochę zmodyfikowany, ale po kolei:
Dzień 1. Alta Pusteria.
Jeździliśmy na Monte Elmo i Croda Rossa. Przy okazji pozdrawiam forumowego kuma, którego mieliśmy okazję spotkać. Muszę się pochwalić, że zgodnie z sugestiami kumów udało mi się namówić Pana Prezesa i Panią Prezesową na integrację z prostym ludem i pojechaliśmy skibusem! z Sesto do Moso. Rzeczywiście unikalne przeżycie. W obu ośrodkach jest 5 fajnych tras, 2 na Monte Elmo: czarna 14 i czerwona 13 (najbardziej podobała się Pani Prezesowej) i 3 na Croda Rossa: czarna 3 (najbardziej podobała się Panu Prezesowi) i czerwone 3 i 10, wszystkie z nich obsługiwane przez kolejki linowe. Resztę można sobie darować. Ogólnie nieźle, ale 5 dobrych tras i to bez połączenia obu ośrodków to trochę mało jak na jeden dzień. Jak udało mi się dowiedzieć od obsługi planowane jest połączenie Monte Elmo i Croda Rossa oraz wytyczenie 2 nowych czerwonych tras i wówczas to może być jeden z ciekawszych ośrodków.
Dzień 2. Valle Isarco.
Plose. Ludzi jak mrówek (niedziela), ale zapewne w tym dniu tak jest w całych Dolomitach? Jedna super trasa 9-kilometrowa Trametsch, niezła czerwona 4. Pozostałe trasy nie są takie złe, ale krótkie. Pan Prezes odkrył ewenement na skale światową, jedna z tablic informacyjnych jest postawiona odwrotnie do kierunku jazdy, chyba dla wchodzących pod górę lol :) Ogólnie średnio.
Dzień 3. Trevalli.
Pani Prezesowa jak wiadomo kobieta romantyczna, napaliła się więc na blisko 10-kilometrową trasę Innamorati. Jak się okazało trasa w wielu miejscach jest bardziej do narciarstwa biegowego a nie zjazdowego, więc się trochę namachaliśmy :) Poza tym jeździliśmy w Falcade, San Pellegrino i Alpe Lusia i wszędzie całej naszej ekipie się podobało. Nie wiem czemu kum Jeep tak krytykuje Alpe Lusia, ośrodek jest bardzo fajny a dodatkowo ma chyba najlepsze tablice informacyjne i oznaczenia w całych Dolomitach, chociaż są nazwy tras a nie numery. Ogólnie jeden z najlepszych ośrodków.
Dzień 4. Cortina d'Ampezzo.
Najpierw Tofane. Panu Prezesowi kilka razy zabytkowe krzesła chciały połamać nogi, nieco się zdenerwował, więc zjechaliśmy niżej bardzo fajną, ale niezbyt długa czarna trasą Forcella Rossa. Niżej infrastruktura była już znacznie lepsza, pojeździliśmy trochę po niezłych czerwonych trasach, Pan Prezes załatwił nawet, że wpuszczono nas na czerwona Olympia, która była zamknięta ze względu przygotowania do zawodów. Później przejechaliśmy na Rio Gere. Najpierw Cristallo, niestety tylko 1 super trasa czarna Staunies, znów zabytkowe krzesło chciało połamać naszego Pana Prezesa, ale trzeba przyznać krajobrazowo bajka jak na Marsie. Później Faloria: kilka fajnych czarnych tras i lepsza infrastruktura. Podsumowanie przy kolejnym dniu.
Dzień 5. Plan de Corones.
Dwie super czarne trasy Sylvester i Herrnegg, można jeździć bez końca. Na reszcie tras mnóstwo ludzi uczących się jeździć. Trzeba przyznać, że infrastruktura jedna z lepszejszych w Alpach. Ogólnie nieźle, nieźle kumy.
Dzień 6. Alta Badia. Araba. Marmolada.
Marmolada: chyba obsługa musiała się dowiedzieć, że przyjeżdża Pan Prezes, bo kolejki linowe były praktycznie puste :) Z góry świetna 12-kilometrowa trasa, chociaż ostatni jej odcinek to już dość płaski dojazd. Szkoda, że tylko jedna trasa z kilkoma wariantami. Araba i Alta Badia to już bardzo dobrze znane nam okolice. Jedyne co się zmieniło od ostatniego pobytu to jeszcze większe kolejki na Sella Ronda, ludzi jak mrówek. Czerwona 1 przez las do Corvary po opadach śniegu zauroczyła naszą Panią Prezesową.
Dzień 7. Cortina d'Ampezzo.
Pan Prezes postanowił, że musi mieć zdjęcie z Lindsey Vonn, nie było więc wyjścia i jeszcze raz udaliśmy się do Cortiny. Ja dostałem plakat :) Później wróciliśmy się na Passo Falzarego. W kolejce linowej na Lagazuoi taki tłum, że Panią Prezesową chcieli nam zgnieść. Powiedziała, że nigdy więcej. Ale trzeba przyznać, że trasa w dół czerwona Lagazuoi super. Następnie zjechaliśmy na Cinque Torri, ale tu znów Pani Prezesowa zaczęła marudzić na zabytkowa infrastrukturę, szczególnie to jednoosobowe krzesło. Najgorsze było przed nami bo Pan Prezes chciał namówić Panią Prezesową na jeszcze jeden wjazd kolejką linową na Lagazuoi. Dobry obiad jaki zafundował Pan Prezes w restauracji na Cinque Torri nieco ułagodził Panią Prezesową i dała się namówić. Ja zabrałem auto i miałem na nich czekać na Armentarola w Alta Badia przy orczyku. Jak się okazało to był strzał w dziesiątkę Pana Prezesa. Prezesowa jak zjechała na dół była w siódmym niebie, zachwycona trasą Armentarola, krajobrazami, wodospadami, i jeszcze jakieś konie ich ciągnęły na koniec. Ogólnie Cortina to dość dziwne miejsce, krajobrazy nieziemskie, niektóre trasy najlepsze w Dolomitach, ale infrastruktura to niestety muzeum.
I to był koniec naszej jazdy na nartach, ale nie koniec przygód. Prezesowa stwierdziła, że zabiera nas na termy. Pojechaliśmy nad Jezioro Garda do miejscowości Cola di Lazise do Villa dei Cedri. Prawdę mówiąc byliśmy już z Panem Prezesem w różnych ośrodkach termalnych, ale czegoś takiego jeszcze nie widziałem. Tu się nie pływa w basenach, chociaż baseny też są, ale w prawdziwym, wielkim jeziorze z gorąca wodą termalną, grotą, fontannami, zainstalowanymi masażami, podczas gdy na dworze były minusowe temperatury. Rewelacja!!.
Podsumowanie kumy mam krótkie: Dolomity uzależniają.