meduza7
07.09.07, 12:25
...czyli zabawa w amatorski teatr.
Pamiętacie, jakie burze i wątpliwości rozpętały się w Mansfield Park wokół
sławetnego pomysłu wystawienia sztuki? Z jednej strony nie dziwię się zbytnio,
bo treść wybranej sztuki niezbyt była odpowiednia dla niewinnych i cnotliwych
panienek na wydaniu, ale z drugiej strony była tam też silna nuta dezaprobaty
wobec samego teatru jako takiego. O ile pamiętam, pojawiły się jakieś mętne
tłumaczenia, że rzeczą dobrą jest czytanie na głos Szekspira bądź oglądanie
przedstawień w prawdziwym teatrze, ale wystawianie sztuk po amatorsku w domu
już nie. Czy chodziło tylko o niski poziom amatorskiego przedstawienia? Czy o
naganne objawianie uczuć, nieraz burzliwych, gdy tymczasem dobrze wychowanemu
człowiekowi przystoi chłód i powściągliwość? Czy ogólnie o pewne odium
ciągnące się od wieków za teatrem - aktorzy (a zwłaszcza aktorki!) uważani
wszak byli za ludzi o bardzo wątpliwej moralności? Podobno we Francji czasów
Moliera niemożliwe było pochowanie aktora po chrześcijańsku, chyba, że przed
śmiercią zdążył się wyrzec swego zawodu. JAk wam się wydaje, skąd taka
dezaprobata?