mlodapara11
15.02.10, 20:01
zespół Jajca w majonezie - odradzam zespól jajca w majonezie
Witam!
Będzie trochę chaotycznie, ale wrażenia na świeżo, więc prosimy o wybaczenie :)
Główny bohater całego zamieszania (klawiszowiec) jest kapryśny i
zapatrzony w siebie. Jest gwiazdą najjaśniejszą na firnamencie, na
weselu jest ważniejszy nie tylko od kamerzysty i fotografa, a
zwłaszcza od sali i jedzenia (co nam tłumaczył długo i wytrwale na 2
tygodnie przed ślubem, niestety za późno było dla nas już na zmiany),
ale chyba również od pary młodej.
Obiektywnie rzecz ujmując, rzeczywiście sprzęt mają dobry, wokal
również (babka naprawde ma fajny głos) i na szczęście udało im się nie
zepsuć nam wesela, jednak tak samo byłoby (i taniej!) gdybyśmy
przynieśli sobie laptopa i puścili muzykę z głośników, bo tak samo
angażowałby (nasz laptop) publiczność w swoje występy. Miałam
wrażenie, że zespół był często na przerwie (jak się okazało, że nasi
goście nie stoją rozentuzjazmowani pod ich miejscem występu, czyli
krotko mowiac, zachowywali sie, jakby goscie nie spelniali ich
oczekiwan, a nie oni mieli spelniac oczekiwania gosci co do stylu
zabawy) i puszczal swoją muzykę z nagrań. Co do zabaw była jedna fajna
(przebierany kankan dla panów), ale za 4200 zł to trochę drogo.
Nie wyszli do publiczności (mieliśmy dwie sale - jedną do tańczenia,
drugą do jedzenia, oczywiscie nie oddzielone murem nie do przebycia, a
otwarte na siebie) i cały czas angażowali nas, parę młodą, w wołanie
gości do pomieszczenia, w którym oni śpiewali, zamiast samodzielnie
pokwapić się z mikrofonem i radośnie wszystkich zaktywizować. Pan
Jacek absolutnie nie zachowywał się jak konferansjer, czym się
szczycił na pierwszym spotkaniu i tym, jak to potrafi wyczuć gusta
sali.
Wejście na salę w ogóle zaczęli od wyrażania się pogardliwie o
miejscu, w którym mieliśmy wesele (przy czym miejsce jest prześliczne,
pyszne jedzenie, wszystko zapięte na ostatni guzik, pałac w Krzepicach
pod Strzelinem, jakieś 40 km od Wrocławia - serdecznie polecamy,
bardzo chętnie zrobimy im reklamę, bo naprawdę bylo swietnie), chociaż
na pierwszym spotkaniu umówiliśmy się tak, że pojadą sprawdzić, czy
chcą tam w ogóle grać (to chyba troszkę paranoja, ale słyszeliśmy, że
dobrze grają i postanowiliśmy nie wybrzydzać i znosić jego
gwiazdorstwo, byleby tylko dobrze wesele rozkręcili). Że nie ma
odpowiedniego zabezpieczenia prądowego na ich wspaniały sprzęt, że
musieli wnosić tyle tego sprzętu po schodach na 1 piętro (płaciliśmy
im dodatkowo 200zł za wniesienie). Po czym jak weszliśmy (życzenia
goście składali nam na sali) to puścili dym taki, że widać go na
zdjęciach i do tego lasery na twarzach gości. Przy czym na ostatnim
spotkaniu zastrzegłam sobie z całą stanowczością, że nie życzę sobie
dymu. Zaraz po tym przyszli do nas z pretensjami, że fotograf i
kamerzysta włączyli światło, żeby robić zdjęcia i im przeszkadza w
puszczaniu laserów. Na naszą uwagę, że nam bardziej zależy na pamiątce
z wesela niż na laserach powiedzieli, że co to w ogole jest, ze niech
tamci zainwestuja w sprzęt, a nie tutaj im światło na sali balowej
zapalają. Po czym naskoczyli na kamerzystę (którego również polecam:
Videofotex, Grzegorz Kwiatek) i go zwyzywali od chyba chamów i
wieśniaków, że sobie nie kupi lepszego sprzętu, ale nie jestem pewna
jak dokładnie, bo już nie pamiętam, a słyszał to nasz gość. Na
szczęście nasz fotograf (również polecamy, Fotopea, Piotr
Wieruszewski) już miał z nimi do czynienia, więc wiedział, co się
święci i razem z kamerzystą i naszą pomocą (po której zespół obraził
się i wyłączył lasery) dalej mogli spokojnie wykonywać swoją pracę.
Do tego puścili swoją reklamę na całej ścianie na sali do tańczenia, a
na naszą uwagę, że jeśli chcą puszczać jakieś zdjęcia, niech puszczają
nasze, odpowiedzieli, że puszczają swoją reklamę, bo mogą i nie muszą
mieć tego w umowie. Na szczęście mój mąż jest asertywny i w końcu
wyłączyli.
I w ogóle nie wyszli do ludzi, żeby ich zaktywizować.
I jeszcze oczepiny. Zespół chwalił się, że nie robi "zabaw
buraczanych". Jest to nieprawda, aczkolwiek całego repertuaru nie
zobaczyliśmy, bo zespół stwierdził, że publiczność jest drętwa i
skończył otrzęsiny w połowie.
Kazali sobie wysłać listę muzyki, jaka nas interesuje oraz ludzi
wytypowanych do zabaw, po czym chyba tego nie wzieli ze soba, bo
puszczali zupelnie inne rzeczy i kazali nam znowu wybierać na bieżąco
osoby do zabaw. Dlatego raczej już więcej bym się nie nabierala na
teksty "mamy swietne zabawy, nie martwcie sie", bo gdybym wiedziala,
jakie będą zabawy, to moglabym wybrac odpowiednich ludzi, a nie
takich, dla ktorych robienie z siebie glupka to udręka albo w ogóle
poprosić o wykreślenie tych zabaw z listy. Niektore zabawy sa
neutralne i może do nich iść większość, nawet ci, ktorzy sami by sie
nie wybrali, a niektore wymagaja od ludzi odpowiednich cech, np.
przebojowości.
Do tego wszystkiego, żeby wyjaśnić sytuację, zadzwoniliśmy powiedzieć,
że nie jesteśmy zadowoleni z tego, jak to wyszło i że nie podobało nam
się jego zachowanie, to zaczął najpierw się wypierać (sytuacji, które
widzieliśmy na własne oczy, więc wmawianie nam, że było inaczej było
niepoważne z jego strony), po czym rzucił słuchawką.
Tyle w tej chwili wpadło nam do głowy, ale to zapewne nie wszystko.
Pozdrawiamy serdecznie i życzymy wszystkim udanych wesel. Nasze, mimo
kapryśności orkiestry, będziemy wspominali bardzo dobrze, bo dopisali
nam goście, obsługa miejsca i było pięknie.