przemisie_1
31.05.10, 19:19
Absurdy żywieckiego schroniska
Z dziada, pradziada jestem miłośnikiem psów i kotów.Zwierząt w
naszej
rodzinie było mnóstwo, różniły się wielkością i wyglądem ale
przeważnie były znalezione lub przygarnięte ze schroniska. mieszańce
różnej maści. Dlatego jak tylko dokończył żywota ostatni nasz
czworonożny przyjaciel, chciałem udać się do azylu. I tu spotkała
mnie
niemiła niespodzianka. Jeśli ktoś sądzi, że w żywieckim schronisku
można nabyć czworonożnego przyjaciela i jednocześnie uwolnić go od
klatkowego życia to się myli. Już przy poszukiwaniu adresu i telefonu
można napotkać trudności. Ten w internecie jest nieaktualny, a podany
telefon należy do wolontariuszki. Schronisko mieści się przy spółce
Beskid niestety nie dane mi było wjechać na jego teren samochodem.
Pracownik nie podnióśł szlabanu gdyż jest zakaz wpuszczania
samochodów
do azylu. Przeszedłem więc pół kilometra pieszo zastanawiając się
jak
też przebędę tę drogę w drugą stronę, z psem, który niekoniecznie
będzie oswojony i skory do chodzenia na smyczy, a którego chciałem
zabrać z azylu. Już na miejscu czekała mnie kolejna niespodzianka.Nikt
nie był zainteresowany pokazaniem mi zwierząt gdyż oprócz pani
kierownik nie widziałem żywej duszy. Ta natomiast pomyliła chyba
miejsca pracy. Jak wiadomo lekarz pracuje w fartuchu, górnik w
roboczym ubraniu, ratownik w kąpielówkach a dziewuszka pracująca w
schronisku dla zwierząt w mini, butkach na obcasie i rajstopkach
koniecznie w modne wzorki, dobrze, że nie zapomniała o makijażu, bo w
tej pracy jest niezbędny. Oczywiście w takim rynsztunku za bardzo nie
mogłem na nic liczyć gdyż pani...nie chciała się pobrudzić...a
jedyne
informacje których mi udzieliła, to te,że po piewsze nie zna się na
rasach(po co w schronisku znać rasy, agresywna czy nie agresywna dla
tej pani jak widać nie ma znaczenia, ważny jest kolor cieni do powiek
w konkretnym dniu tygodnia) a po drugie nie rozróżnia płci zwierząt
(pewnie szkolenia jeszcze nie miała czym się różni dziewczynka od
chłopczyka), nawet nie umiała wskazać psów kastrowanych a wszystkie
te
o które pytałem jakoś dziwnym trafem były zarezerwowane. Mogłoby
się
zdawać, że schronisko w takim razie było puste. Nic bardziej mylnego,
w boksach było po kilka psów. Na każdej kracie wypisane imiona i daty
urodzenia co z tego jeśli nasza dziewuszka nie potrafiła wskazać
który
jest który, tz która tabliczka odnosi się do którego zwierzaka. Na
domiar złego pani uznała że chyba ma dość mojej wizyty gdyż
stanowczo
odmówiła pokazania zwierząt z drugiego pawilonu twierdząc że jest
pusty, mimo, że dochodziły z niego odgłosy szczekania kilkunastu
zwierząt. Być może był tam jeszcze większy brud niż w pierwszym a
psy
męczyła jeszcze większa biegunka niż te które mogłem zobaczyć.
Zwróciłem uwagę,że miski były puste, w niektórych boksach nie było
nawet wody a były to godziny popołudniowe. No ale sprzątając czy
nalewając wodę można przecież potargać piękne rajstopki, a nie daj
Boże złamać paznokieć. To byłaby tragedia. Tak na koniec zostałem
poinformowany, że jest weekend a kasa schroniskowa jest czynna tylko w
tygodniu więc nie może wydać mi psiaka. No przecież najpierw muszę
uregulować płatności. Już sam nie wiem czy to była wymówka czy też
może bała się, że nie odróżni psa od kota i to dopiero będzie
wpadka?
I tylko zwierząt żal...