stracatella
21.12.07, 20:28
Mam 31 lat.
W czerwcu 2007 doświadczyłam dziwnego stanu. Zrobiło mi się lekko
niedobrze w taksówce, a później parę minut słabo. Czułam typowe
walenie serducha i jakoś tak duszno.
To trwało kilkanaście minut, a potem zdrętwiały mi obie ręce, obie
nogi do kolan, fragment brzucha powyżej pępka (kółko) i usta. Trwało
to do momentu przyjazdu karetki kilka może kilkanaście minut.
Lekarz z karetki zbadał ciśnienie - było w normie (?)
Myślałam że umieram. Posadzono mnie, zadawano pytania czy jadłam czy
piłam. Fakt tego dnia wypiłam tylko kawę i wypaliłam jednego
papierosa.
W szpitalu dano kroplówkę z potasem i puszczono do domu. Napisanona
wypisie ze to było zaburzenie elektrolitowe.
Tydzień później znowu trochę mrowiło w rękach - po dłuższym okresie -
prawie dwóch godzinach złego samopoczucia. Kulminacja był w
szpitalu - wypuszczono mnie - określono ze to pewnie nerwica.
Udałam się na diagnostykję do szpitala. Wykluczono wszelkie mozliwe
powody TIA. W MRI znaleziono jedno małe ognisko gliodemielinizacji
ze znakiem zapytania czy naczyniowe. Na wypisie obserwacja w
kierunku TIA negatywna... :)))
Ale po konsultacji z kardiologiem - jednak znaleziono u mnie
przetrwały otwór owalny i uznano że miałam TIA (napodstawie
wyłącznie znalezienia PFO - które ma 25% ludzi i nic im się nie
dzieje).
Jakie mam ryzyko ponownego TIA lub udaru pod warukiem że takowy był?
Czy można było nie rozpoznać właściwie udaru mimo że objawy miałam
na oku lekarza? Czy mogę jakoś potwierdzić co to było - mam MRI kto
powinien je zobaczyć?
Bardzo się martwie, mam małe dziecko... chcę dla niego życ wpełni
sprawnie. Chcę życ bez lęku o jutro... nie chcę być ciężarem.... mam
mętlik w głowie
dziękuję za rady
pozdrawiam