misialu
27.11.09, 23:58
Mam za sobą 7 lat związku,6 lat małżeństwa i 2 dzieci ( 5 lat i 2 miesiące). Nasz małżeństwo nie było udane od samego początku - dużo złości, agresji, emocjonalnego chłodu i pustego łózka. Zamiast budować bliskość dorabialiśmy się - dom, firma itp. Ja jedynaczka, on facet po rozwodzie (żona go zdradziła).Trwaliśmy w zaklęty kręgu. Okres drugiej ciąży jeszcze bardziej pogłębił rozkład. Nie uprawialiśmy seksu, bo ja głupia myślałam, że boi się o mnie i dziecko. On zapadał się w odrzuceniu. Po porodzie dochodziłam do siebie, a mąż zaczął mówić, że ma dośc takiego życia, że mam się starać coś zmienić, bo on nie będzie dalej tkwił w związku, w którym nie szanuję go, nie doceniam, nie sypiam, nie kocham po prostu. Wzięłam się w garść, próbowałam być miła, ale czułam, że on mnie odpycha, nie przyjmuje tego, co mu chcę dać. Pewnego wieczoru, wchodząc do jego pokoju zobaczyłam początek smsa od jakiejś kobiety. Był jednoznaczny. Zaczęła się moja rozpacz i jego żale nad tym, jaka byłam dla niego zła. I że ona daje mu to, czego ja nie potrafię - ciepło. Błagałam, żeby dał mi szansę naprawić błędy. Dostałam ją, ale równocześnie mąż zastrzegł sobie, że nie zerwie znajomości, bo mu na niej zależy, a mnie nie jest pewien, czy jestem w stanie zmienić swoje postępowanie. Teraz jest na imprezie firmowej, razem z nią, a ja położyłam dzieci spać i myślę - czy dobrze zrobiłam? Czy nie powinnam unieść się honorem? Walczę o jego miłość, bo on zapewnia mnie że nadal coś tam do mnie czuje. Tylko czy to ma sens? Twierdzi, że fizycznie jeszcze mnie nie zdradził, ale emocjonalnie jest zaangażowany w tamtą znajomość bardzo mocno. Rozumiem jego argumenty, dlaczego "odszedł". Boję się jednak, że moja walka o miłość to walka z wiatrakami. Co robić, pomóżcie.