nierozsadna22
27.01.23, 23:18
Hej! Piszę tutaj bo na prawdę nie mam z kim porozmawiać i potrzebuję porady co dalej robić, bo się bardzo zagubiłam.
Zacznę od tego, że mieszkam za granicą od ponad 2 lat i od prawie 2 lat jestem w związku.
Wyjechałam z Polski początkowo zakładając, że będzie to trwało kilka miesięcy, potrzebowałam pieniędzy na studia, bo akurat w tamtym okresie, gdzie panował koronawirus straciłam pracę i nie mogłam znaleźć następnej. Na pomoc z rodziny nie mogę i nie mogłam liczyć, ojca nie znam, mama wieloletnia alkoholiczka, a brat odseparował się od wszystkich i od dawna żyje swoim życiem. Na mnie wciąż oddziaływują traumy z dzieciństwa, wiele nieprzepracowanych sytuacji, które utrudniają mi życie i nam wrażenie, że już nigdy się od tego nie uwolnię, zwłaszcza że jestem nad wyraz wrażliwą osobą. Ale w sumie to nie o tym, to tak słowem wstępu.
Złapałam pracę za granicą, mieszkałam z innymi pracownikami i starałam się być po prostu dzielna. Pewnego dnia poznałam JEGO. Niech to będzie Pan X.
Poznaliśmy się w pracy, zakochałam się od pierwszego wejrzenia, pomimo to, że już wcześniej kiedyś miałam związek to tym razem uczucie było tak silne, że nie mogłam przejść obojętnie. To było najpiękniejsze doświadczenie jakiego doznałam jak dotąd, jak miłosny haj. On był cichą szarą myszką, nikogo nigdy nie miał, miał już swoje lata więc na początku mnie to dziwiło, że jestem pierwszą, którą jest zainteresowany. Zaczęliśmy ze sobą pisać codziennie, wiele nieprzespanych nocy i ogromna ekscytacja sobą nawzajem, aż w końcu doszło do pierwszego spotkania. Potem już wpadłam po uszy... jednak z tyłu głowy miałam przecież świadomość, że będę wracała do swojej ojczyzny. On zaczął mnie namawiać, żebym tego nie robiła, żebym została i ułożyła sobie życie tutaj na miejscu, żeby zostać z nim, dać nam szanse i nie zaprzepaścić uczucia. Z jednej strony chciałam wracać i realizować plany na siebie a z drugiej strony moje uczucie było tak silne, że zostałam. Robiłam wszystko żeby się tam utrzymać, błagałam moje biuro pracy, żeby planowali mnie częściej, szukałam prywatnego pokoju na wynajem, bo mieszkałam w hotelu pracowniczym. Próbowałam odnaleźć się sama, uczyć się języka, żeby zdobyć stałą umowę w firmie. Musiałam w między czasie ogarnąć prawo jazdy, po tym jak udało mi się znaleźć prywatne lokum. Z chłopakiem w tym czasie bardzo rzadko się spotykałam, on mieszkał z rodziną, nie miał za bardzo do mnie czym jeździć, a moja jak sie okazalo pozniej, toksyczna współlokatorka nie zgadzała się, żeby on mnie zbyt często odwiedzał, więc widywaliśmy się raz na 1-2 tygodnie. Na początku nie ośmielałam się zasugerować żeby mi trochę pomógł, ale jak zaczęło robić się na prawdę ciężko to wspomniałam coś o wspólnym zamieszkaniu. Nie chciał o tym słyszeć, bo on ma swój dom, on ma czym jeździć do pracy i za kilka lat kupimy razem dom i żebym jeszcze wytrzymała. Przez 8 miesięcy robiłam wszystko żeby nie zwariować. Pracy było mało, nie było mnie do końca stać na czynsz, czułam się zupełnie sama, kłótnie ze współlokatorką, że on przychodzi. Oczywiście, chłopak wiedział że mi źle, że potrzebuje z kimś porozmawiać, że potrzebuje czyjejś obecności, że się boję, że czuje się kompletnie sama, nie mam na kim polegać w razie niepowodzenia, ale on za każdym razem kazał być silną i wytrzymać „jeszcze trochę”. No i pewnego wieczoru wyszłam na impreze z koleżanką. Poznałam tam jednego „tubylca” no i zaczęłam z nim rozmawiać. Był on 12 lat starszy ode mnie, uznałam, że utrzymam kontakt po prostu do spędzania czasu razem. Okazało się, że mieszka 5 minut ode mnie na pieszo. Pisaliśmy co jakiś czas, na neutralne tematy, skąd jestem, coś o mojej rodzinie, jak się znalazłam w tym miejscu itp. Od samego początku powiedziałam mu, że interesuje mnie tylko przyjaźń. On powiedział, że liczy na coś więcej ale jak będę chciała zostać na stopie koleżeńskiej, to też spoko. Skończyło się tak, że na mojego chłopaka przestałam z czymkolwiek naciskać, a w chwilach pustki, słabości spotykałam się z tamtym na pogawędki, słuchanie muzyki i na jakieś wino. Oczywiście wiele razy probował mnie na tych spotkaniach pocałować, ale ja zawsze go odpychałam. No i do czasu. Pokłóciłam się z moim chłopakiem o moją pracę, bo rozmawiał z moim pracodawcą za moimi plecami odnośnie mojej umowy, że nie mogę jej przyjąć, bo będziemy się rzadziej widywać. Zerwałam z nim na tydzień a z „tubylcem” się pocałowałam i dałam się namówić, żeby zostać na noc. Zostałam ale kazałam mu obiecać, że mnie nie dotknie. Obiecał, ale jak szliśmy spać to i tak próbował jednak kategorycznie powiedziałam, że nie chce. Do niczego nie doszło. Rano wstałam zeszłam na herbate i poszlam do domu. Nadal utrzymywałam z nim kontakt, jeszcze się widywalismy na drinki i po prostu na pogawedki. Z chlopakiem sie w koncu pogodzilam, ale i tak relacje mielismy ochlodzone. W koncu dostalam umowe, zaczelam zarabiac pieniadze, kupilam swoje pierwsze auto po zdaniu prawa jazdy, wyprowadzilam sie od wspolokatorki bo wyszla ogromna klotnia, oskarzala mnie o za duze zuzycie pradu i kazala zaplacic mnostwo pieniedzy. Musialam na szybko znalezc nowe loku, udalo mi sie po niecalym miesiacu. znajomość z „tubylcem” zaczeka umierac, w tym czasie spotkalam sie jeszcze kilka razy z nim i za drugim razem to ja go pocalowalam ale sie opamietalam i przestalam. Wzielam go na rozmowe i wyznalam ze kocham kogos i chce walczyc o moje uczucie i ze nie powinnismy sie kolegowac bo wiem jakie ma zamiary wobec mnie a ja absolutnie nie chce niczego wiecej. Uszanowal to. Z moim chlopakiem nadal bylo nieciekawie, przechodzilam zalamanie nerwowe srednio raz dziennie, schudlam 10kg, przestakam wychodzic, kombinowalam co dalej robic zeby zostac w tym kraju i wyprowadzic sie z tego drugiego lokum, bo to bylo tylko chwilowe. Wczesniej zglosilam sie do gminy i w miedzy czasie przyznano mi mieszkanie socjalne. Zaczelam sobie wszystko powoli ukladac na nowo. Mam stala prace, mam mieszkanie ktore urzadzam po swojemu, mam samochod i rowniez co najwazniejsze. MAM OGROMNE WYRZUTY SUMIENIA. Nie moge jesc, nie moge spac, placze codziennie, czuje sie nic nie warta, jak szmata, ktora z premedytacja zdradzala swojego chlopaka. Mam urojenia, ze „tubylec” zrobil mi zdjecie jak spalam, ze to sie wyda, ze mial w domu kamery i to bylo nagrane jak sie calowalam z nim.
Z moim chlopakiem relacje sa nieco lepsze. Nadal nie mieszkamy razem, mieszkam sama, ale czesto mnie odwiedza i pomaga mi urzadzac to mieszkanie. Kocham go bardzo i zastanawiam sie, czy wyznac mu prawde. Prosze o jakies porady, bo nie moge patrzec na siebie w lustrze. Mam wrazenie ze juz nigdy nie zaznam szczescia za to co zrobilam. Znajomosc z tubylcem skonczyla sie rok temu.