guderka
25.06.07, 21:08
tak sobie myslę i myslę. przy porodzie Mai położna szukała lekarza bo
zanikało tętno-lekarz na 3 piętrze (porodówka na parterze)-pił imieninową
kawkę ze znajomą. łaskawie przyszedł i machnął rękę. powiedział ze cc nie
zrobi bo ja sobie poradzę. poradziłam. zszył mnie fatalnie
lekarz rodzinny-ktory niemalże przez 2 lata nie zauważył nic niepokojacego!
lekarze ortopedzi twierdzcy że dziecko jest za cięzkie by chodzic i dlatego
nie porusza sie samodzielnie!
z Mają w szpitalach-wieczne użeranie się z pigułami, którym ciągle coś nie
pasowało.a to że nie mówię do docenta panie docencie a to że nie chce wyjść z
sali podczas obchodu. piguły piły kawe gdy dzieci płakały, olewały totalnie
maluszki którymi ja sie zajmowałam (byłam na oddziale non stop z dzieckiem,
inne mamy nie mogły). w koncu lekarze - chrapiący w gabinecie w nocy w czasie
dyżutru (zakuwałam na egzamin pod ich drzwiami ), śmierdzący papierosami ,nie
potrafiący postawic diagnozy-ortopedzi myslący że to problem kości i kwestia
rehabilitacji, neurolodzy twierdzący ze to mpdz i mówiący nic sie nie da
zrobic...
na dobrą sprawę 5lat mineło nim trafiłam na dobrych lekarzy? za mało sie
strałam? byc moze mogłam wiecej-ale starałam sie jak mogłam-chodziłam ,
pytałam, szukałam. ba-nawet zapisałam sie na studium wieczorowe fizjoterapii
by cos wiecej wiedziec.
i tak myślę- wszyscy mają czelność wyciągać łapy po więcej. krzyczą,
wymagają, uwazaja sie za nie wiadomo kogo. a tak naprawde to może z 10%
lekarzy powinno dostac te podwyzki-za wkład pracy, za podejście, za wiedze