s.ivona
04.07.07, 14:05
Witam
Jestem tu nowa i mam nadzieje ze wybczycie mi to intymne pytanie ale czuje
sie juz dluzej sama nie dam sobie rady.
Czytalam watek o podziwie. Mnie tez denerwuje gdy znajomi mowia ze mnie
podziwiaja, ze jestem swietna, dzielna itd. A ja czuje ze nie jestem, ze nie
zasluguje na te podziwy.
Mam 3letniego syna. zdrowy, radosny.
Mam 9m coreczke z cytomegalia wrodozna, wrodzoan chorobe ukladu krwionosnego
i jeszcze te powiekszajace sie komowr mozgowe o ktore kiedys Was pytalam. nie
wiadomo co z tego wyjdzie....
gdy urodizlam Madzie i okazlo sie ze jest chora, wpadalam w trans...jezdzilam
od szpitala do domu, dzielilam czas miedzy Szymka i Madzie. zaniedbalam meza.
konflikt za konfliktem.
o niczym nie umialam myslec, tylko o Madzi. modlilam sie jak nakrecona,
wysylalam intencje o zdrowie dla niej wszedzie gdzie tylko mi przyszlo do
glowy, nawet do Watykanu do grobu JPII.
Potem przestalam wierzyc, przestalam chodzic do kosciola, obrazona bylam na
wszystkich i na wsyzstko. to byl straszny czas.
teraz? sama nie wiem...sa dni ze nie mam juz sil...ze chcialabym zasnac i
obudzic sie za kilka miesiecy....moze wtedy cos juz by bylo wiadomo....
nie umiem sie smiac, cieszyc z tego co jest, caly czas na cos czekam i to
czekanie przyslania mi wszystko.
nie umiem sie odnalesc w tej sytuacji.
jestem jak chodzaca bomba zegarowa, lada drobnostka a juz wyzywam sie na kim
popadnie. czasem az wstyd spojzec w lustro....
zazdroszcze tym ktorzy potrafia sie smiac, cieszyc dniem....
umiecie? jak do tego dojzalyscie?