taka.jedna1
05.06.07, 20:15
Pracukę w firmie budżetowej. Przyjęta byłam kilka lat temu na stanowisko
refundowane przez PFRON. Po trzech latach przełożony uznał, iż przedłuży mi
umowę na czas nieokreślony. W międzyczasie zmienił się szef, który
najwyraźniej nie uznaje osób niepełnosprawnych w tej firmie. Jestem
niepełnosprawna od urodzenia ze stopniem umiarkowanym. Jestem samodzielna
dzięki dbaniu o kondycję fizyczną (gimnastyka, sport), choć charakter mej
pracy (7 godzin przed komputerem) powoli daje znać o sobie. Coraz więcej
wysiłku wkładam w to, aby wysiedzieć tyle godzin. Ostatnio mój szef daje mi
powody, aby myśleć, iż ma jakąś osobistą awersję do osób niepełnosprawnych.
Nie może pogodzić się z tym, że mam prawo pracować tylko 7 godzin, mam troszkę
więcej przerwy w pracy (przeważnie idę się przejść bo kręgosłup nawala od
siedzenia) i 10 dni więcej urlopu wypoczynkowego. Czy to tak dużo? Jestem
sumiennym pracownikiem i naprawdę wykorzystuję czas w pracy na pracę, a nie na
papieroski i pogaduszki. Nie przyznaje mi żadnych nagród - a wszystkim tak,
nie podpisuje mi urlopu np. w długi weekend - a wszystkim tak, komentuje, że
korzystam z jakiś bzdurnych praw. Podciął mi skrzydła i to bardzo. Straciłam
ochotę do czegokolwiek. Najchętniej odeszłabym stamtąd, ale boję się, że nic
nie znajdę. Nigdy nie interesuje się tym co robię, dokładnie nawet nie wie co
wykonuję, choć zakład nie jest aż tak duży. Podlegam bezpośrednio pod Niego.
Nie wiem czy jestem przewrażliwiona czy faktycznie odczuwam jakby
"dyskryminację". Koleżanki mówią, że jest złośliwy wobec mnie. Nie znam
powodu. Kiedyś zapytałam Go, czy wykonuje źle swoje obowiązki gdy poraz
kolejny nie zostałam nagrodzona to tylko odpowiedział, że nie musi mi się
tłumaczyć. Nie wiem czy dam radę w takiej atmosferze pracować. Nie umiem być
ponad to. Co mam zrobić? Może ktoś z Was miał lub ma podobną sytuację?
Pozdrawiam
WM