rena-ta49
24.01.21, 08:10
20-lecie Platformy Obywatelskiej. Partia oklejona nekrologami
Po pierwotnych liderach Platformy słuch zaginął. Wszystkich po kolei wykończył Donald Tusk. Najczęściej robił to rękami Grzegorza Schetyny, którego potem próbował wykończyć jako ostatniego. Tusk zostawił PO tak wyjałowioną, że partia nie może się pozbierać do dziś.
Tusk to znudzony wicemarszałek Senatu, w którym polityczną wściekłość rozbudziła dopiero przegrana w wyborach na szefa Unii Wolności. Olechowski też przegrał, ale honorowo: w wyborach prezydenckich jesienią 2000 r. napędził strachu Aleksandrowi Kwaśniewskiemu. Płażyński to marszałek Sejmu, nieskompromitowana twarz kończącego rządy w konwulsjach i skandalach prawicowego AWS. Ugrupowanie określane formacją "trzech tenorów" — od popularnych wówczas koncertów trzech światowej sławy śpiewaków operowych — bez problemu wchodzi do Sejmu w wyborach 2001 r.
I to ostatni wspólny sukces. Od tego momentu na szczytach Platformy już zawsze panowała wojna.
Pierwsza ofiara: Płażyński
Wiele lat temu, za rządów Donalda Tuska, ważny wówczas człowiek z otoczenia premiera opowiedział mi anegdotę, może niezbyt wyszukaną, ale dobrze ilustrującą stosunki panujące w Platformie przez lata. To bajka o Donaldzie i przepaści. Otóż, Donald ma opinię równiachy i fajnego kumpla. Ale raz na jakiś czas zabiera jakiegoś kolegę, którego akurat przestał lubić, na wyprawę w góry. I strąca go w przepaść. Wszyscy niby wiedzą, że Donald tak robi, ale uważają, że im to nie grozi, bo ich akurat lubić nie przestanie.
Prędzej czy później wszyscy spadli. Zaczęło się już kilkanaście miesięcy po wejściu do Sejmu. Formalnie liderem Platformy jest wówczas Płażyński, bo jako jedyny tenorów zajmował eksponowane państwowe stanowisko w momencie utworzenia PO. Choć znają się z Tuskiem z Gdańska od lat, to nigdy nie było między nimi chemii.
Szybko dochodzi do konfliktów. Przyczyną są słabe notowania PO, a także marne efekty koalicji z PiS, którą Płażyński zawarł z Lechem Kaczyńskim na wybory samorządowe w 2002 r. Podgryzanie Płażyńskiego doprowadza do tego, że na jednym z posiedzeń kierownictwa klubu PO w kwietniu 2003 r. rezygnuje on z funkcji przewodniczącego i występuje z Platformy.
Zaczyna się rozgrywka Tuska o schedę po nim. W rozmowie ze mną Andrzej Olechowski tak to wspominał po latach: — W tym czasie Platforma miała najniższe notowania w historii. Były do mnie kolejki, ale nie chciałem przejmować partii po Płażyńskim. Miałem problemy zdrowotne, musiałbym też zrezygnować z pracy zawodowej. Poparłem Tuska w jego gotowości przejęcia przywództwa. Mówiąc szczerze, myślałem, że się podzielimy zadaniami. Ale pan Tusk już nie chciał się dzielić władzą. Powiedział mi w sposób otwarty, że nie przewiduje takiej sytuacji.
Płażyński szybko przykleja się do PiS, zostaje parlamentarzystą z list tej partii. Ginie w katastrofie smoleńskiej, a w PiS działa dziś jego syn Kacper.
cdn....