Dodaj do ulubionych

szkoły prywartne versus publiczne

26.09.02, 13:22
W Manifeście Akcji jeden z wiodących psujów polskiej szkoły red. P.Pacewicz
napisał, że prywatne szkoły są lepsze od publicznych.

Na pewno nie jest tak w Krakowie. Zaledwie jedna podstawówka jest
przyzwoita i jedno liceum całkiem niezłe.
Jeśli PT Pacewicz napisał prawdę, to gdzie tak jest? W Warszawie? Czy miał
może na myśli szkołe, do której chodzi wnucznka Premieramilera z 30 000
czesnego rocznie?

Chciałbym, żeby wypowiadali się raczej nauczyciele - wiekszość rodziców
posyłających tam dzieci ma klapki na oczach. Nie dociera do nich, że
nauczyciel w takich szkołach często nie może opanować klasy, wszak ma być
przyjazna uczniowi, że powiedzenie "Dzień dobry, kochani uczniowie" zajmuje
mu 30 min z 45 minutowej lekcji. Nie dociera do nich, że dzieci, króre
przeniosły się z takich szkół do publicznych nie potrafią pisać wypracowań,
mają braki z matematyki itp, przy dobrych ocenach otrzymywanych w tych
szkołach. Obwiązkowa zewnętrzna matura, mimo że tak głupawa, byłaby dies ira
w liceach prywatnych.

Wyjątkiem są rodzice dzieci opóźnionych umysłowo, którzy często posyłają tam
dzieci, licząc na bardziej indywidualne ich traktowanie.

Czy zjawisko to występuje też w innych miastach?
Obserwuj wątek
    • Gość: km Re: szkoły prywartne versus publiczne IP: *.net / *.kra.warszawa.supermedia.pl 26.09.02, 22:16
      Na Forum Kujona była wątek; "Społeczne licea lepsze od publicznych? "(ostatnia
      wypowiedź 2 lipca 2002)
      Brałem udział w tamtej dyskusji - zacytuję moją wypowiedź:

      "Warto chyba zacząć odpowiedź od stwierdzenia, że jeżeli porównuje się
      cokolwiek, to trzeba określić uwzględniane kryteria. Myślę, że dobra szkołą to
      taka, która najlepiej spełnia oczekiwania i zaspakaja potrzeby konkretnego
      ucznia. Ponieważ, co jest oczywiste, różni uczniowie mają różne potrzeby i
      oczekiwania, więc nie da się w sposób jednoznaczny ustalić, która szkoła jest
      lepsza. (Skrajny przykład: szkoła, w której jest tylko język angielski i
      niemiecki jest bardzo złą szkołą dla ucznia, który chce się uczyć
      francuskiego). Reasumujac - nie da się określić jednoznacznie, która szkoła
      jest lepsza.
      Istniejące próby "klasyfikowania" szkół to tak zwane Rankingi. Trzeba zwrócić
      uwagę, że w rankingu ogólnopolskim i warszwskim kolejność szkół jest różna (oba
      opracowuje miesięcznik edukacyjny PERSPEKTYWY). Jest to spowodowane właśnie
      uwzględnianiem różnych kryteriów. Ranking ogólnopolski uwzględnia wyłącznie
      sukcesy w olimpiadach przedmiotowych. Ranking warszawski skuteczność w
      przygotowywaniu do egzaminów na wyższe uczelnie.
      Rankingi te nie uwzględniają w żaden sposób "jakości uczniów" podejmujących
      naukę w danej szkole.
      Natomiast można sobie wyobrazić ranking klasyfikujący szkoły na
      podstawie "wartości dodanej", czyli tego o ile wiedza i umiejętności ucznia
      wzrosły. Ten system wymaga prowadzenia obiektywnych (zewnętrznych) egzaminów,
      np na zakończenie gimnazjum i liceum. Na razie o takim rankingu można tylko
      marzyć. A mógłby on pokazać wiele szkół, w których uczniowie zdobywają naprawdę
      dużą wiedzę i umiejętności, tylko startują z niższego pułapu i dlatego nie
      osiągają spektakularnych sukcesów.
      Przeglądając ranking liceów warszawskich można stwiedzić, że w czołówce są
      zarówno szkoły publiczne jak i niepubliczne. Podobnie na miejscach końcowych.
      Warto jednak zauważyć, że w czołówce udział szkół niepublicznych jest mniejszy
      niż ich udział procentowy w sieci szkół. Charakterystyczne jest także, że w
      przypadku szkół niepublicznych, szczególnie tych z dalszych pozycji rankingu
      obserwuje się duże zmiany miejsca (w kolejnych latach), co jest związane przede
      wszystkim z niewielką liczbą uczniów w tych szkołach i różnym poziomem
      kolejnych roczników i klas.
      Jestem przekonany, że mówiąc o szkołach niepublicznych trzeba także powiedzieć
      koniecznie o tym, że w szkołach tych ze względu na niewielką liczbę uczniów,
      istnieje większa szansa zauważenia indywidualnych potrzeb ucznia niż w
      publicznych gigantach. Informacja ta jest szczególnie istotna dla uczniów o
      szczególnych potrzebach edukacyjnych (np zaległości z jakiegoś przedmiotu) lub
      psychologicznych (np trudności w funkcjonowaniu w dużej grupie, mała odporność
      na stres).
      Podsumowując: warto spróbować określić możliwości, potrzeby i oczekiwania
      ucznia. Należy porównać "ofertę edukacyjną" szkół - zarówno między sobą, ale
      przede wszystkim z potrzebami konkretnego ucznia."

      Pozdrawiam serdecznie
      Krzysztof Mirowski
      dyrektor LXVII LO Warszawa
      • m-p Re: szkoły prywartne versus publiczne 26.09.02, 23:10
        Dziękuję za tak obszerną wypowiedź:) Czytałem ją oczywiście wcześniej.
        Ale mnie chodziło wyłącznie o sprzeciwienie się głupocie Gazety Wyborczej i
        red. Pacewicza w szczególności...

        Ma Pan oczywiście rację stawiając, jak mi się wydaje pytanie, co to znaczy
        lepsze i dla kogo lepsze. Nie ma sensu posyłać wybitnie uzdolnionego ucznia np.
        do szwajcarskiej szkoły prywatnej, która ma 6ciu uczniów w klasie, a nauczyciel
        pracuje z asystentem. Tam posyła się dzieci trudne - mniejsza o powód tej
        trudności, w każdym razie wymagające dużo indywidualnej uwagi i pracy
        nauczyciela. Takiej szkoły i szkoły publicznej, z wyłuszczonych przez Pana
        powodów, porównać sie nie da.

        U nas jednak nie ma takich szkół (?), jesteśmy za biedni. Prywatne są mniej
        więcej podobne do publicznych. Można więc chyba stosować z grubsza te same
        kryteria oceny?

        Chciałbym jeszcze zauważyć, że Pana wypowiedź, aczkolwiek formalnie i
        metodologicznie nienaganna, jest bezużyteczna jako rada dla znajomego, który
        się pyta, gdzie posłać swoje dziecko:)).

        Pozdrawiam

        • Gość: MP Re: szkoły prywartne versus publiczne IP: *.itpp.pl 27.09.02, 01:33
          Dziś (? wczoraj!) na Festiwalu nauki miałem klasy z czterech szkół.
          Trzech publicznych, warszawskich i z liceum społecznego ze Szczecinka.
          O uczniach ze szkół publicznych nie mogę napisać nic złego.
          W każdej grupie było kilka osób bardzo zainteresowanych w końcu
          niezbyt łatwymi zagadnieniami mechaniki kwantowej. Ale muszę
          przyznać, że odbiór lekcji u młodzieży ze szkoły społecznej
          był szczególnie dojrzały i w jakimś sensie najbardziej kompetentny. Myślę,
          że w tej szkole młodzież zdolna i z zaintersowaniami, z talentami,
          nie marnuje czasu. Gdyby szkoła ta była w Warszawie, a mnie byłoby
          na to stać, to bez obaw posłałbym do niej swoje dzieci.

          Nie robiłem żadnych systematycznych badań tego problemu,
          więc nie będę się upierał, że szkoła ta jest typowa.
          Sądzę jednak, że zbyt pochopne uogólnienia mogą być krzywdzące
          dla wielu bardzo ciężko i solidnie pracujących osób.
          Dla mnie szkoły dzielą się na "szkoły życia" i "szkoły przetrwania"
          (od dzwonka do dzwonka). Ja nie zauważyłem, by rodzaj organu
          założycielskiego był z tym zasadniczym podziałem szczególnie silnie
          skorelowany. Sądzę, że każdy autor uogólnień powinien poczuwać się
          do obowiązku wytłumaczenia co - oprócz własnych, w końcu pewnie bardzo
          wyrywkowych doswiadczeń - upoważnia go do stawiania tak bardzo
          daleko idących tez.

          marek@pawlowscy.w.pl
    • Gość: Aleksander Re: szkoły prywartne versus publiczne IP: 193.0.122.* 27.09.02, 10:36
      Szkoły prywatne i społeczne najczęściej krytykują osoby, które nie mogą posłać
      tam swoich pociech, bo ich na to nie stać. Jest to swojego rodzaju mechanizm
      obronny. Przecież każdy z rodziców chciałby, aby jego dziecko uczęszczało do
      mełej, kameralnej szkoły, gdzie klasy liczą 12-18 uczniów, a nie do dużych
      molochów.W szkołach niepublicznych odbywają się "normalne" lekcje, nauczyciele
      prowadzą zajęcia w sposób bardzo atrakcyjny i to zależy od ucznia jak to
      wykorzysta. A moze właśnie przyczyną przejścia ucznia ze szkoły niepublicznej
      do publicznej były zbyt duże wymagania, którym nie mógł sprostać w szkole
      prywatnej? Zdarzają się tacy rodzice, którzy wtedy "obrażają" się na szkołę
      (przecież płacą) i zabierają dziecko do szkoły publicznej. Czy w szkołach
      publicznych są sami geniusze?
      • m-p Re: szkoły prywartne versus publiczne 27.09.02, 11:51
        Nie, żona jest nauczycielką, i to dosyć aktywną. Ma możliwość, będąc np. w
        komisjach olimpiad szkół podstawowych bezpośredniej oceny uczniów z różnych
        szkół. Ma też kontakt z nauczycielami tych szkół. Naprawdę, nie zadrości im
        nieco wyższych zarobków. To są szkoły często z trudnymi dziećmi i dużą ilościa
        upierdliwych rodziców (w nomenklaturze nauczycieli: 'magiel').
        Wszyscy rodzice, myślący jak Pan: płace, wymagam, po najwyżej pół roku
        eksperymentu ze szkołami prywatnymi wrócili swe dzieci do jej szkoły. I w ich
        przypadku nie brak pieniędzy był przyczyną...

        Autentyczny cytat:
        "Nic mi nie zrobisz, tato pójdzie do dyrektora i pójdziesz na zasiłek!"
        Niestety, takiej grożby ze strony ucznia w szkole prywatnej, jak praktyka
        pokazuje, nauczyciel lekceważyć nie może...

        Ciekawe, czy w W-wie szkoły prywatne przekroczyły masę krytyczną i są już wśród
        nich dobre? Nie chcę jednak pytania tego kierować do rodziców. Ciężko byłoby im
        pogodzić się z myślą, że marnują dziecko i pieniądze - jeśli oczywiście moja
        teza jest słuszna.
        Zresztą nie zabierał bym głosu na tym forum, nie mając kontaktu ze środowiskiem
        nauczycielskim. Perspektywa nauczyciela i rodzica, to naprawdę dwie bardzo
        różne...

        Czy nie sądzicie Państwo, że dobra szkoła prywatna powinna mieć w statucie
        możliwość bicia uczniów linijką i zostawiania 'w kozie', obowiązek noszenia
        dostarczanych przez szkołę mundurków itp :)) Tak jak Eaton.
        No?
        • Gość: MP Re: szkoły prywartne versus publiczne IP: *.fuw.edu.pl 27.09.02, 15:27
          m-p napisał:

          > Nie, żona jest nauczycielką, i to ...

          a moja ciotka jest ...
          A wie Pan co usłyszała wczoraj w maglu?

          Co do Eaton, to wolałbym na ten temat dyskutować
          z absolwentem tej szkoły. Mam nadzieje, że wie Pan
          o co mi chodzi?
          • m-p Re: szkoły prywartne versus publiczne 27.09.02, 16:43
            Uuups!
            Panie doktorze Pawłowski, nawet w złośliwościach trzeba trzymać pewną klasę.
            Ja wiem, o czym piszę i na czym się opieram.
            A Pan?
            Pan jest RODZICEM i wie lepiej?
            A może jest Pan FIZYKIEM , dlatego Pan wie lepiej? To akurat mi zupełnie nie
            imponuje...

            Może, jak paru moich znajomych, opuśćił by Pan wygodny pokój na UW i trochę
            pouczył w jakimś liceum?
            Może wtedy by Pan zaczął rozumieć trochę szkołę i przestał jej szkodzić swoimi
            wywodami?
            • Gość: MP Re: szkoły prywartne versus publiczne IP: *.itpp.pl 28.09.02, 03:24
              Drogi Panie ...? Proszę wybaczyć, że nie zwrócę się po nazwisku
              ani po tytułach, ale sam Pan rozumie, że mam tu pewną trudność.
              Co do mojej wiedzy o szkole, to nie sądzę, bym czerpał ją z mniej
              licznych źródeł, niż te, które Pan do tej pory ujawnił odnośnie
              swojej wiedzy. Jak Pan może przeczytać, jest włąśnie godzina 3 w
              nocy, a ja ledwo skończyłem na dziś ze sprawami służbowymi
              żony. W szkole uczy też kilka moich najbliższych osób, inne uczyły
              w przeszłości. Także w szkołach prywatnych i społecznych. W jednej
              z takich szkół uczy od lat kolega, z którym dzielę pokój w instytucie.
              Słusznie Pan mi wytyka, że jestem rodzicem (i to nie jednorazowym).
              Dało mi to okazję zetknąć się w tym charakterze z niemal setką
              nauczycieli i z sześcioma dyrektorami. Wszystko to w wyniku naturalnych
              kolei losu, a nie jakichś gwałtownych zdarzeń. Był czas, że sam
              stawałem przed dziećmi przed tablicą, choć nigdy zawodowo. Tego
              bezmyślnie roszczeniowego rodzica, który tylko posyła i wymaga
              może Pan obejrzeć nawet na jednym z filmów telewizji edukacyjnej
              - proszę mi uwierzyć, że w roli, w której tam wystąpiłem, maczuga
              nie była mi potrzebna. Od pewnego czasu jakoś już wolę by to do
              mnie przychodziły klasy. Wprawdzie tylko przez kilka dni w roku,
              ale nie narzekam na brak frekwencji.
              Mimo wyżej wymienionych źródeł wiedzy nie sądzę, bym miał
              dostateczne podstawy do formułowania jakichś generalnych wniosków
              na temat polskich szkół, na temat tego, które są dobre, a które
              gorsze. Po prostu moje studia - i tu być może mamy inne doświadczenia
              - nauczyły mnie dość dokładnie rozróżniać poszlaki, nadzieje, fobie
              i chciejstwa, od wiedzy rzetelnie umocowanej na statystycznie
              wiarygodnym materiale obserwacyjnym.

              marek@pawlowscy.w.pl
              • m-p Re: szkoły prywartne versus publiczne 29.09.02, 17:53

                Dziekuje za wyjaśnienie jakie ma Pan doświadczenie.

                Niemniej jednak, jeśli Pana doświadczenie wystarcza do formułowania sądów o
                szkolnictwie, to moje również. A nie uchyla się Pan od osądów - 18 godzin pracy
                nauczyciela, entuzjastyczna wiara młodego czekisty w zbawczą moc weryfikacji i
                ankiet, itd.

                Odnoszę wrażenie, że Panu przeszkadzają poglądy inne niż własne, jeśli
                dyskutant nie należy do mądrych i inteligentnych, czyli absowentów fizyki. To
                częsta przypadłość wśród ludzi z naszym wykształceniem (ja też jestem
                fizykiem).
                Pośrednio potwierdził Pan chyba ostatnim postem, że był postrachem niejednej
                szkoły...

                To ostatnia reakcja na pańskie posty. Dyskutując z Panem przyczyniam sie do
                śmiecenia wątku.
    • Gość: Zofia Re: szkoły prywartne versus publiczne IP: 193.0.122.* 27.09.02, 15:31
      Z tymi szkołami niepublicznymi, to chyba nie jest aż tak źle. Syn mojej
      sąsiadki (uczeń szkół prywatnych - podstawowej i gimnazjum) będąc uczniem I
      klasy gimnazjum zdobył certyfikat językowy (FCE) z języka angielskiego
      (korzystał tylko z lekcji w szkole, nie wyjeżdżał za granicę), a moja córka
      (dobra uczennica warszawskiego liceum)zna język w stopniu podstawowym. W
      podstawówce (rejonowej) zaczęła uczyć się j. angielskiego (3 g. tyg.), w
      gimnazjum (rejonowym) j. niemieckiego - 3 g. tyg.(bo taki tylko był), a teraz
      (po 3 letnie przerwie)znowu angielskiego. Nie stać mnie na kursy prywatne, w
      szkole, w 30-osobowej klasie uczniowie reprezentują bardzo różny poziom
      (niektórzy uczą się od podstaw) i równa się do tych najsłabszych, a młodzieży
      tak jest wygodnie. Gdyby moja sytuacja finansowa na to pozwalała, z pewnością
      posłałabym córkę do szkoły niepublicznej, zwłazcza podstawowej, gimnazjum. Mimo
      wszystko dziecko ma lepszą opiekę w takiej szkole i nikt mnie nie przekona, że
      jest inaczej. To zwykła propaganda, abyśmy my, prości, niezamożni ludzie
      uwierzyli, że szkoły publiczne są takie wspaniałe i tylko sami bogaci "idioci"
      posyłaja swoje "głupie" dzieciaki do szkół niepublicznych. Uważam, że sytuacja
      w szkolnictwie jest identyczna jak w służbie zdrowia. Jednak gabinety prywatne
      świadczą usługi na wyższym poziomie, a że nie wszystkich na to stać, to inna
      sprawa.
      • m-p Re: szkoły prywartne versus publiczne 27.09.02, 17:01
        Zgadzam się z wyższym poziomem angielskiego w szkołach prywatnych. Ja
        dlatego wysyłam swoje dziecko na dodatkowy kurs.

        Niemniej o poziomie szkoły decyduje poziom nauczania j. polskiego i
        matematyki. Nie chcę jednak sugerować, że fizyka, historia, biologia, chemia i
        przynajmniej jeden język obcy są nieistotne!
        Natomiast pozostałe przedmioty, z osławioną informatyką na czele, to mniej lub
        więcej 'michałki' i nie brałbym ich pod uwagę przy ocenie szkoły.

        Jeszcze jedno - myślę że poziom naucznia j. obcych i w szkołach publicznych
        może sie wkrótce poprawić. Owczy pęd na anglistykę spowodował, że jest coraz
        więcej bezrobotnych anglistów. Mogliby (no, nie wiem?) zacząć
        wypierać 'anglistów' po dokształtach zakończonych FC.
    • Gość: J.Shn Re: szkoły prywartne versus publiczne IP: *.katowice.cvx.ppp.tpnet.pl 27.09.02, 19:00
      Tak jak Pan pisze jest chyba wszędzie, a na pewno na Śląsku. Prywatne i
      społeczne szkoły wydają się rodzicom fajne, ale po roku lub dwóch co
      rozsądniejsi przychodzą po rozum do głowy i przenoszą dzieci do szkół
      publicznych. A wtedy - klęska .... młodzian nic nie umie, ruszają korepetycje
      jeszcze kosztowniejsze niż czesne ....
      Nowa, RZETELNIE PRZEPROWADZONA, matura (ZEWNĘTRZNA KOMISJA) może skończyć tę
      farsę ....
      A swoją drogą szkoda, że redaktor Pacewicz nie chodził do szkoły prywatnej...
      Wtedy pewnie nie zostałby redaktorem i nie byłoby problemów w jego pomysłami.
      • m-p Re: szkoły prywartne versus publiczne 27.09.02, 20:42
        Śląsk też. To smutne.
        Ja liczę jeszcze na W-wę. To miasto pasożyt - najbogatsze w Polsce. Może choć
        tam są szkoły prywatne, 'nieprzyjazne' dla uczniów, które chcą ich czegoś
        rzetelnie nauczyć? W końcu jest na kwalifikacje zapotrzebowanie, prawda?

        Może są chociaż prywatne szkoły takie, jak wcześniej opisywana szwajcarska?
        Mając możliwość indywidualnego podejścia do każdego ucznia, daje jakąś szansę
        na w miarę normalne życie dzieciom opóźnionym i upośledzonym, dzieciom z
        autyzmem.
        Integracyjne szkoły publiczne to piekielny pomysł, którego jedyną chyba zaletą
        są oszczędności w kasie Menisu... W dobre intencje tej instytucji uwierzę, gdy
        umożliwi kalekim dziecom normalne chodzenie do szkół, likwidując bariery
        architektoniczne.

        W końcu Pan Redaktor Pacewicz, pisząc o wyższości szkół prywatnych nad
        publicznymi, powinien mieć pod ręką jakiś budujący przykład...
    • Gość: Zielicz Re: szkoły prywartne versus publiczne IP: 213.241.34.* 28.09.02, 11:56
      Problem ze szkołami prywatnymi i publicznymi jest nieco inny.W Polsce szkoły te
      są w sposób niespotykany nawet w bardzo liberalnych USA uprzywilejowane.Z
      jednej strony otrzymują dofinansowanie na ucznia w wysokości 100% dotacji w
      szkole publicznej, a z drugiej strony mogą pobierać czesne w dowolnej wysokości
      i przyjmować oraz usuwać uczniów według swojego widzimiesię.Mają więc takie
      samo fnnasowanie i drastycznie różne prawa i obowiązki. Co więcej,
      reprezentnaci szkół niepublicznych wykazują niespotykaną troskę o uczniów szkół
      publicznych i ich rodziców.Oto prezes STO p.Starzyński( i inne osoby z tego
      stowarzyszenia), którego szkoły pobierają , prócz państwowej dotacji, kilkaset
      złotych miesięcznie czesnego, zamartwia się w mediach faktem, że w szkołach
      publicznych istnieje 20 zł składka na komitet rodzicielski. Ten sam prezes STO
      bardzo troszczy się o prawa rodziców w szkołach publicznych, w sytuacji gdy są
      one naruszane na wiele różnych sposobów w szkołach niepublicznych. Rodzi to
      brzydkie podejrzenia o chęć utrącenia niewygodnej konkurencji w obliczu niżu
      demograficznego. Podobne wrażenie rodzi głęboka troska o brak jakiegokolwiek
      podziału uczniów według osiągniętych umiejętności w gimnazjach i brak
      jakiejkolwiek możliwości selekcji w imię, co za cynizm," równych szans".
      Takie podejście ma, według pomysłodawców, doprowadzić do sytuacji, w której
      jedynymi bezpiecznymi i kształcącycmi na wysokim poziomie(dla chccących w
      przyszłości uzyskać wysokie kwalifikacje profesjonalistów) szkołami były
      niektóre (!)szkoły niepubliczne z odpowiednim czesnym, a szkoły publiczne -
      niebezpiecznymi przechowalniami bezrobotnych dzla dzieci ubogiego plebsu.
      Szkoły prywatne i publiczne są różne(za 30000 czesnego i 3000 dotacji na ucznia
      jak w przypadku szkoły małej Millerówny można wiele wyczarować), ale problemem
      jest perfidna metoda niszczenia konkurencji obrana przez szkoły niepubliczne!
      • Gość: Zielicz Re: szkoły prywartne versus publiczne IP: 213.241.34.* 28.09.02, 12:05
        Jedno wyjaśnienie.
        Większość rodziców nie ma czasu na wnikanie w bieżącą działalność
        szkoły.Istnieje więc poważne ryzyko, którego skutków doświadczyło już wiele
        szkół zwłaszcza "społecznych", że w roli reprezentantów rodziców wystąpi jeden
        czy kilku frustratów, którzy odreagowując swoje życiowe niespełnienia, mogą,beż
        żadnych konsekwencji, zatruć życie szkoły czy wręcz ją zniszczyć.Dlatego prawa
        rodziców w szkole to delikatny temat, podobnie jak prawa pacjenta na stole
        operacyjnym w stosunku do lekarza. Moim zdaniem rodzice powinni mieć prawo do
        corocznej oceny dyrektora szkoły i opiniowania np. nagród dla nauczycieli i ich
        awansów,natomiast nie powinni mieć możliwości ingerowania w bieżącą jej
        działalność.Propozycje szkół niepublicznych dotyczące praw rodziców w szkołach
        publicznych zmierzają natomiast do tej ostatniej sytuacji.
        • m-p Re: szkoły prywartne versus publiczne 28.09.02, 12:30
          Czy można z Pana wypowiedzi wnioskować, że szkoły prywatne, konkurując per fas
          et nefas, mogą doprowadzić manipulacjami w Menisie do zepsucia poziomu szkół
          publicznych, bez podnoszenia poziomu własnego i bez obowiązku przyjmowania
          stypendystów?

          Pozdrawiam

        • Gość: km Przepraszam za brak podpisu IP: *.net / *.kra.warszawa.supermedia.pl 28.09.02, 12:49
          Przepraszam za brak podpisu w poprzednim poscie

          Pozdrawiam serdecznie
          Krzysztof Mirowski
          dyrektor LXVII LO Warszawa
      • Gość: km Re: szkoły prywartne versus publiczne IP: *.net / *.kra.warszawa.supermedia.pl 28.09.02, 12:47
        Gość portalu: Zielicz napisał(a):

        > Szkoły prywatne i publiczne są różne /.../, ale problemem
        > jest perfidna metoda niszczenia konkurencji obrana przez szkoły niepubliczne!

        Jako dyrektor LXVII LO pragnę stwierdzić, że nie czuję się niszczony przez
        żadną konkurencję (publiczną czy niepubliczną).
        Podczas rekrutacji do klas I w tym roku w mojej szkole byli kandydaci, którzy
        zostali zakwalifikowani do przyjęcia do mojej szkoły, ale wybrali inne np LO
        Staszica czy LO Kopernika (ukłony dla p. prof Zielicza). Wiem, że ci co wybrali
        LXVII LO też są dobrzy i też byli zalwalifikowani do innych szkół. Cieszę się,
        że mogli wybierać.
        Wracając do problemu szkół niepublicznych to wiele z nich przeżywa teraz
        dramatyczne chwile, bo nabór do szkół publicznych (mimo pewnych wad i
        niedociągnięć organizacyjnych) okazał się skuteczny i spowodował, że wielu
        kandydatów zrezygnowało z wcześniej zarezerwowanego miejsca w szkole
        niepublicznej. W efekcie w wielu szkołach niepublicznych przyjęto mniej
        uczniów / klas (mimo dogrywek rekrutacyjnych). Przykładów nie podam, aby nie
        być posądzanym o perfidię....
    • Gość: joanna Re: szkoły prywartne versus publiczne IP: *.warszawa.sdi.tpnet.pl 05.10.02, 14:13
      proszę nie wrzucać do jednego worka szkół prywatnych i społecznych
      proszę nie wrzucać do jednego worka wszystkich szkół danego typu
      proszę nie generalizować
      uczyłam w społecznej szkole podstawowej - i opiszę jeden epizod:
      byłam z uczniami klasy czwartej w Muzeum Miar (Warszawa),
      po pierwsze: kustoszka powiedziała, że zwykle odwiedzaja ją uczniowie klas
      siódmych i ósmych (było to przed reformą), którzy reagują zwykle gorzej
      (merytorycznie i emocjonalnie) na eksponaty w tym muzeum,
      po drugie: to mój uczeń wyjaśnił pani kustoszce dokładne działanie pewnego
      przyrządu
      pozdrawiam
      • Gość: joanna Re: szkoły prywartne versus publiczne IP: *.warszawa.sdi.tpnet.pl 13.10.02, 01:18
        w Gazecie Wyborczej (stolecznej?) jest wyciag wynikow sprawdzianu kompetencji
        klas szostych (w roku szk. 2001/2002): uczniowie szkol niepublicznych poradzili
        sobie z nim zdecydowanie lepiej, niz uczniowie szkol publicznych
        • Gość: km Re: szkoły prywartne versus publiczne IP: *.net / *.kra.warszawa.supermedia.pl 13.10.02, 17:15
          Dla mnie jest zupełnie oczywiste, że uczniowie szkół niepublicznych to
          uczniowie z rodzin, które uważają edukację za coś na tyle ważnego, że warto za
          nią płacić. Natomiast publiczne szkoły podstawowe i gimnazja to szkoły
          rejonowe.
          Stąd porównywanie wyników sprawdzianów w szkołach podstawowych i gimnazjach
          publicznych i niepublicznych pokazuje także różnicę w jakości uczniów (tę
          różnicę tworzą rodziny, z których pochodzą dzieci). Jest także rzeczą dobrze
          znaną, że w szkołach publicznych są większe klasy...
          Dopiero na poziomie liceów (nie ma już rejonizacji) w czołówce rankingów
          zdecydowaną wiekszość stanowią szkoły publiczne.
          Pozdrawiam serdecznie
          Krzysztof Mirowski
          dyrektor LXVII LO Warszzawa
          • Gość: JK Re: szkoły prywartne versus publiczne IP: *.pl 13.10.02, 18:57
            W szkolach niepublicznych sa rozne grupy rodzicow.
            1. Tacy, ktorzy rzeczywiscie licza na to, ze dziecko otrzyma tu lepsza edukacje
            i sa sklonni za to zaplacic.
            2. Tacy, ktorzy po prostu chca, zeby ich dziecko mialo lepsze warunki do nauki
            (mniejsze klasy, bardziej indywidualne nauczanie, wiecej zajec dodatkowych itp).
            3. Tacy, ktorych dzieci z roznych przyczyn nie dalyby sobie rady w szkole
            publicznej (zreszta zwiazane z pkt. 2).
            4. Tacy, ktorzy najzwyczajniej w swiecie chca sie pozbyc dziecka z domu na caly
            dzien, zapelnic mu czas maksymalnie i byc spokojnym, ze ma dobra opieke i robi
            cos pozytecznego. W szkole, ktora znam zajecia sa do 17.00, ale jest
            mozliwosc "przechowania" dziecka nawet do 20.00. Taki rodzic moze wtedy oddawac
            sie swoim zajeciom (np. praca). Widzi dziecko chwile przed szkola i 2 godziny
            po szkole a przed snem. I z tego co wiem takich rodzicow, ktorzy widuja dzieci
            glownie w weekendy jest dosc sporo.
            Wiec nie jest takie oczywiste, ze wiekszosc ludzi dlatego placi za szkoly
            niepubliczne, ze tak bardzo ceni nauke/wiedze.
    • Gość: Matka Re: szkoły prywartne versus publiczne IP: *.bsk.vectranet.pl / 10.1.2.* 23.10.02, 22:11
      Opinia ta jest bardzo niesprawiedliwa. Jeden (lub kilka) przykład nie może
      służyć do uogólnień. Znam szkoły niepubliczne (niedrogie), którym wiele szkół
      państowych nie jest w stanie dorównać. Przykład? - proszę bardzo. Jestem matką
      dwójki dzieci. W szkole publicznej syn osiągał srednią powyżej 5, córka była
      najlepsza w swoim roczniku. Wydawałoby się, że powinnm być szczęśliwym
      rodzicem, dumnym z pociech.W szkole prywatnej (uczą się w niej od września br.)
      uczą się dobrze, ale średnia ich spadła do około 4 - 4,5. Bardzo dużo pracują,
      są ciągle sprawdzane. Przedmiotowego systemu oceniania , a przede wszystkim
      systemu oceniania zachowania może zazdrościć niejedna szkoła. I chyba
      największą zaletą TEJ szkoły jest to, że dzieci czują się w niej wspaniale.
      Syn, któremu dokuczali koledzy, który na lekcjach słyszał wyzwiska nauczycieli
      kierowane do mniej zdolnych uczniów, żył w ciągłym stresie, nienawidził
      chodzić do szkoły. Córka rano miała bóle brzucha i wymiotowała. Obecnie są
      niezadowolone gdy z jakiegoś powodu opuszczają zajęcia szkolne. I jeszcze
      jedno. Widzę jak w nowej szkole dzieci mogą rozwijać swoje zainteresowania np.
      szachy taniec, muzyka,języki, matematyka, pływanie, informatyka. Biorą udział
      w zajęciach przygotowujących do udziału w konkursach i olimpiadach. Jest to
      trzecia szkoła moich dzieci i żałuję, że dopiero w tym roku zapisałam je do
      niej. Wcześniej o szkołach prywatnych miałam podobne zdanie jak autor
      artykułu "szkoły prywartne versus publiczne".
      PS. Czesne za dwójkę dzieci wynosi mniej niż opłata za korepetycje, szkoły
      języków bez których w szkole państwowej prawie się nie obywa.
      • Gość: Joanna Re: szkoły prywartne versus publiczne IP: 193.0.122.* 25.10.02, 11:34
        Zgadzam się z Panią. Mój syn (spokojny, cichy) chodził do publicznej szkoły
        podstawowej. Był świetnym uczeniem. Bardzo wysoka średnia. Wygrywał szkolne i
        poza szkolne konkursy (ogólnopolskie). Chociaż zawsze był chwalony i podziwiany
        za sukcesy, był zestresowany, nie mógł spać w nocy, nie lubił swojej klasy.
        Kiedy otrzymywał jakąś nagrodę zaraz zmieniał się do niego stosunek innych
        uczniów w klasie. Byli mili, kiedy chcieli przepisywać prace domowe i ściągać
        na klasówce. Teraz zdecydowałam się na niepubliczne gimnazjum (po wielu
        spotkaniach informacyjnych w gimnazjach publicznych). Niektórzy dziwili się, że
        z takimi osiągnięciami syn nie idzie do gimnazjum przy liceum, dostałby się bez
        kłopotu. Zaryzykowałam i nie żałuję. Syn zmienił się. Jest uśmiechnięty i
        zadowolony, ma kolegów. W szkole jest miła atmosfera (18 uczniów w klasie) a
        wymagania, jeśli chodzi o naukę wysokie. Bardzo sprawnie prowadzone lekcje
        języków obcych. Wyjątkowo często są sprawdziany (po sprawdzeniu oddawane nawet
        tego samego dnia, albo na następnej lekcji) - tygodniu czasem i cztery. Szkoła
        dba, aby uczniowie brali udział w konkursach przedmiotowych. Lekcje prowadzone
        są bardzo ciekawie, trzeba tylko chcieć z tego skorzystać.
    • antilout Re: szkoły prywartne versus publiczne 27.10.02, 01:18
      Po przejrzeniu dotychczasowej dyskujsji na tym forum widzę problem w nieco
      innym aspekcie.
      Otóż szkoły niepubliczne to nie tylko szkoły prywatne. To także szkoły
      wyznaniowe i społeczne. Różnica jest między nimi istotna: szkoły wyznaniowe
      (których jest w sumie niewiele) spełniają jakże często ważną rolę,
      organizując opiekę i nauczanie dla dzieci , które wymagają szczególnej troski.
      Tej roli rzadko kto obecnie jest w stanie z własnej woli się podjąć. Nie
      jestem entuzjastą wyznaniowości w szkole, z racji swojego światopoglądu, lecz
      doceniam znaczenie niekiedy ogromnych wyrzeczeń osób takie szkoły prowadzących
      i w nich pracujących. Kierowanie na ich utrzymanie dotacje z budżetu
      powiatu/miasta/gminy nie są aż tak duże, co zauwazyła nawet NIK.
      Z pewnością także poparcia można udzielić szkołom społecznym zakładanym przez
      fundacje, stowarzyszenia( zwykle rodziców), które nie są nastawione na zysk, a
      większość środków zdobywają dzięki własnym inicjatywom , bez wyciągania ręki do
      rodziców po czesne.
      Najgorzej , w mojej ocenie, wypadają szkoły prywatne, prowadzone przez osoby
      fizyczne. Jeżeli szkoła prywatna jest zakładana przez spółkę prawa handlowego
      jako osobę prawną , to tylko się mozna cieszyć, jako ze spółka przy wpisie do
      KRS musi posiadać kapitał w kwocie 50 tys złotych. Z taką kwotą można
      już "startować".
      Gorzej jest, gdy szkołę prywatnę zakłada i prowadzi osoba fizyczna lub (jak mi
      wczoraj odpowiedziano z DKZiU MENIS ) grupa osób fizycznych. Jest to prawdziwe
      nieszczęście dla ucznia.
      Zwykle celem tej grupy osób nie jest żadne nauczanie , lecz prowadzenie
      działalności gospodarczej . Po wpisie do ewidencji w J.S.T osoby fizyczne
      zawierają umowę spółki cywilnej, gdyz nie ma przeszkód prawnych. A celem spółki
      cywilnej jest prowadzenie działności gospodarczj, którą nauczanie w szkole ,
      nawet prywatnej, w/g ustawy "Prawo działalności gospodarczej" nie jest.
      O ile jeszcze szkoła taka funkcjonuje w systemie spełniania obowiązku szkolnego
      przez uczniów, o tyle znajduje się pod nadzorem rodziców i chociaż minimalnym -
      kuratora.
      Niemal tragicznie wygląda sytuacja, zwłaszcza w mniejszych miastach w szkołach
      policealnych prowadzonych przez osoby fizyczne - jedną lub kilka, z umową
      spółki cywilnej. Zaplecze finansowe organu założycielskiego to nawet tylko
      kwota 1000 złotych z zerowym aportem. O wpisie takiej szkoły policealnej do
      ewidencji decydują znajomości, układy , powiązania rodzinne, dawne kuratoryjne
      znajomości, Często wisywana jest nawet bez ustawowo wymaganych dokumentów i ze
      sprzecznym z prawem oświatowym statutem.
      Korzysta najczęściej z bazy lokalowej i dydakycznej szkoły publicznej, w
      mniejszych miastach za bezcen (od 750zł do 1000 zł miesięcznie). O cenach
      rynkowych nie sposób mówić, gdyż organem prowadzącym bywa zastępca lub ktoś z
      rodziny dyrektora szkoły publicznej, zatrudniający z kolei grupę osób blisko
      związanych z kierownictwem szkoły publicznej.
      Ponieważ słuchacz ma niewielkie pojęcie o prawie oświatowym, szkoła taka ze
      swym organem prowadzącym czuje się wręcz bezkarnie. Arogancja organów
      prowadzących jest odstraszająca.
      Dodać należy przy tym ,iż nadzór kuratoryjny bywa żaden .(Mnie uprzejmie
      napisano z kuratorium, że funkcjowanie szkoły niepublicznej zależy od
      słuchacza, nie od nadzoru.)
      Efekt tego stanu prawnego okazał się taki:
      -dyrektor szkoły nie wiedziała, jaki program nauczania jest realizowany, nie
      potrafiła podać daty i symbolu cyfrowego programu, o podstawie programoej nie
      wsponinając;
      -nazwa szkoły okazała się nazwą spółki cywilnej i to tylko zapisanej w
      ogłoszeniach reklamowych i w umowie spółki zarejestrowanej w Urzędzie
      Skarbowym; Decyzji kuratora o nadaniu uprawnień szkoły publicznej poszukiwano 3
      lata;
      -baza dydaktyczna nie zapewniała realizacji nawet programu nauczania na
      poziomie I klasy gimnazjum;(szkoła była policealna)
      - kadra zatrudniona liczebnie i kompetencynie z art 7, ust. 3 ustawy wspólnego
      niewiele miała;
      - zrealizowano połowę obowiązkowych godzin z podstwy i dokumentacji programowej
      w systemie zaocznym;
      - o praktykach zawodowych nikt nie pomyślał;
      - dyrektor tej szkoły, a równocześnie wspólnicznka spółki cywilnej po program
      nauczania, statut i dokumenty uprawniające (Decyzja o nadaniu uprawnień szkoły
      publicznej) odesłała nmie do swego prawnika.
      - w zajęciach uczestniczyło 9 osób, do dziennika lekcyjnego wpisywano do końca
      roku nieobecność tym , którzy zrezygnowali już po pierwszych zajęciach;
      -zatrzymywano dokumenty tym, którzy zrezygnowali do czasu zapłacenia przez nich
      kwoty czesnego ustalonego w umowie "z góry";
      Innych nieprawiłowości było jeszcze sporo.
      Jeżeli przyjrzeć się stronom internetowym poszczególnych kuratoriów, można
      zauważyć , iż tylko nieliczne podają do publicznej wiadomości nazwy szkół,
      typy, adresy, nazwiska/nazwy organów je prowadzących, zawody (w przypadku szkół
      zawodowych). Inni To "ukrywają". Ten fakt najlepiej ilustruje głebię problemu:
      szkoly policealne zostały niemał w 85% wyelimninowane z systemu szkolnictwa
      publicznego, a kadra oświatowa uwłaszcza się na tzw. niewykorzystanym
      potencjale edukacynym, z pomocą części pracowników kuratoriów, którzy zamiast
      je nadzorować, sami nierzadko w nich przcują, kształcąc masowo bezrobotnych,
      jako że w nieefektywnym sustemie zaocznym w skróconym czasie i cyklu
      kształcenia zawodu zdobyć nie sposób.
      Tymczasem dotacje z budżetu powiatu płyną na to kształcenie w sposób
      niekontrolowany, gdyż pracownicy prowadzacy ewidencję szkół niepublicznych
      ponadgimnajzalnych wmawiają słuchaczowi, że organem prowadzącym szkoły
      niepubliczne jest zarząd miasta, co nawet można przeczytać na stronach
      niektórych kuraratoriów.
      Co może zrobić uczeń/ słuchacz nawet rodzić, gdy spółka cywilna nie wywiązała
      się z zobowiąząń? NIC. Nie może wytoczyć powództwa cywilnego spółce cywilnej,
      gdyż nie zna nazwisk jej wspólników, z umową spółki nikt go nie zapoznawał. Nie
      może dochodzić swoich roszczeń w oparciu o przepisy ustawy o ochronie
      konsumenta i konkurencji i ustawy o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji, gdyz
      edukacja w szkole nie jest działalnością gospodarczą.
      Może jedynie zawiadomić organ nadzorczy. Organ nadzorczy szkoły prywatnej nie
      zlikwiduje, choćby ksztłciła analfabetów, lecz wyda jej zalecenia doraźne. Za
      rekontrolę zaleceń dorażnych odpowiada wizytator, ktory, jeżeli całymi latami
      nie nadzorował takiej szkoły, to nawet w wypadku niezrealizowania zaleceń
      organu nadzorczego, nie wystąpi z wnioskiem o likwidację szkoły - chałtury.
      Co może zrobić spółka cywilna na drodze prawnej wobec słuchacza?
      Wszystko. A przede wszystkim bogacić się w wyniku przegranego procesu przez
      słuchacza, który narusza jej dobra osobiste, zawiadamijąc organ nadzorczy, że
      spółka go "ślicznie oszukuje". Organ nadzorczy zawsze będzie bronił spółki
      cywilnej z powodów powyżej opisanych.

      Tak więc bardzo pobieżnie zilustrowałem autorowi artykułu pewien aspekt
      funkcjonowania szkół niepublicznych na podstawie własnych doświadczeń jako
      nauczyciel z długoletnim stażem pracy w szkole publicznej (od zawsze
      borykającej się z brakiem srodków finansowych) oraz jako były uczeń u kresu
      kariery zawodowej w szkole prywatnej.

      Tej patologii nie wyeliminuje rynek, konkurencja, nic. To patologiczne zjawisko
      ma swe źródło w strukturach władzy oświatowej, niedoskonałych rozwiązaniach
      legislacyjnych (może celowych), braku należytego nadzoru ( często kurator
      oświaty nie wie ,co nadzoruje, gdyż organ ewidencyjny nie przesłał mu kopii
      zaświadczenia wpisu szkoły do ewidencji).

      Gdy więc Pani Mimister ubolewa na nierównymi szansami edukacyjnymi dzieci ze
      srodowiśk ubogich w szkołach publicznych, warto, aby choć przez chwilę
      zastanowiła się , jak marnotrawione są środki publiczne na prywatne lukratywne
      szkolne biznesy z całą pewnością żadnym uczniom /słuchaczom niepotrzebne.
      Ale Pani Minister zapewnia na spotkaniu z Ko
      • antilout Re: szkoły prywartne versus publiczne 27.10.02, 01:30

        Ale Pani Minister zapewnia na spotkaniu z Konfederacją Pracodawców Polskich,
        Klonowa 6, W-wa, że będzie wspierać rozwój oświaty niepublicznej.
        Błędne koło...
        • Gość: Krzysztof Homan Re: szkoły prywartne versus publiczne IP: 62.233.233.* 27.10.02, 20:39
          antilout napisała:

          > Ale Pani Minister zapewnia na spotkaniu z Konfederacją Pracodawców Polskich,
          > Klonowa 6, W-wa, że będzie wspierać rozwój oświaty niepublicznej.
          > Błędne koło...

          Nie - błędne koło, tylko właściwy kierunek. Potrzebna jest szeroka oferta,
          możliwość wyboru. Kłopot pozostaje jedynie w finansowaniu różnych form
          edukacji. Ale recepta jest prosta - chcesz mieć towar wysokiej jakości - zapłać
          odpowiednią cenę. Z kolei - ile to jest odpowiednia cena? Takie rzeczy reguluje
          rynek.
          • antilout Re: szkoły prywartne versus publiczne 28.10.02, 23:04
            Gość portalu: Krzysztof Homan napisał(a):

            >
            > Nie - błędne koło, tylko właściwy kierunek. Potrzebna jest szeroka oferta,
            > możliwość wyboru. Kłopot pozostaje jedynie w finansowaniu różnych form
            > edukacji. Ale recepta jest prosta - chcesz mieć towar wysokiej jakości -
            zapłać
            >
            > odpowiednią cenę. Z kolei - ile to jest odpowiednia cena? Takie rzeczy
            reguluje
            >
            > rynek.


            Nie !!! Kierunek akurat niewłaściwy.
            Takich rzeczy nie ureguluje rynek. Trudno przerzucać całe ryzyko związane z
            podjęciem kształcenia , jego kontynuowaniem i niechlubnym zakończeniem na
            ucznia (czasem w zerówce!!!)i równocześnie utrzymywać cały sztab dyrektorów
            wydziałów i wizytatorów w kuraroriach, którzy albo pojęcia nie mają , jak
            funkcjonują szkoły niepubliczne pod ich nadzorem, albo mają osobisty inters w
            ich utrzymywaniu, chociaż są nieefektywne (co może pachnieć korupcją), kosztem
            podatników. (DOTACJE !!!)
            Tymczasem nauczyciele ze szkół publicznych borykają się z podstawowymi
            problemami finansowymi (nie tylko płacowymi) i co się z tym wiąże -
            dydaktycznymi.
            A tak na marginesie, nauka w szkole nie jest towarem konsumpcyjnym, który
            podlega wymianie w wypadku stwierdzonych wad, zaś uczeń nie jest konsumentem.
            Mówią o tym odpowiednie ustawy.
            Poddanie oświaty właśnie żywiołowym regulacjom rynku (u nas kojarzącym się
            przede wszystkim z różnego rodzaju historią afer) było niewybaczalnym błędem,
            cenę którego płaci nie ustawodawca (czyt. lobby polityczne), lecz bezbronny
            uczeń, czasem dziecinnie wierzący, że nauczyciele go nie mogą oszukać i płaci
            jego rodzic.
            No cóż... nie potrafił ocenić towaru...
            A może nie wiedział, że towar nigdy nie został oceniony przez ludzi do tego
            powołanych...( W tym MENiS...)
            Błędne koło...
            • Gość: Krzysztof Homan Re: szkoły prywartne versus publiczne IP: 62.233.233.* 28.10.02, 23:47
              antilout napisała:

              > Takich rzeczy nie ureguluje rynek. Trudno przerzucać całe ryzyko związane z
              > podjęciem kształcenia , jego kontynuowaniem i niechlubnym zakończeniem na
              > ucznia (czasem w zerówce!!!) [...]

              A dlaczego nie rynek? Kto czuje się kompetentny do ustalania norm, standardów,
              programów, płac i wyceny tego wszystkiego?

              > A tak na marginesie, nauka w szkole nie jest towarem konsumpcyjnym, który
              > podlega wymianie w wypadku stwierdzonych wad, zaś uczeń nie jest konsumentem.
              > Mówią o tym odpowiednie ustawy.

              No to ustawy mówią głupoty (wg mnie).

              > Poddanie oświaty właśnie żywiołowym regulacjom rynku (u nas kojarzącym się
              > przede wszystkim z różnego rodzaju historią afer) było niewybaczalnym błędem,
              > cenę którego płaci nie ustawodawca (czyt. lobby polityczne), lecz bezbronny
              > uczeń, czasem dziecinnie wierzący, że nauczyciele go nie mogą oszukać i płaci
              > jego rodzic.
              > No cóż... nie potrafił ocenić towaru...

              Uczniów, jako osoby niepełnoletnie, zostawmy w spokoju. Jeśli zaś rodzic nie
              potrafił ocenić towaru, to jego dziecko może jemu to kiedyś wypomnieć.
              Proponuję zostawić rodzicom zadania, które są im przynależne, m.in. wybór
              szkoły dla swojej pociechy, z uprzednim "rozpoznaniem terenu".
              • antilout Re: szkoły prywartne versus publiczne 30.10.02, 16:01
                Gość portalu: Krzysztof Homan napisał(a):

                > A dlaczego nie rynek? Kto czuje się kompetentny do ustalania norm,
                standardów,
                > programów, płac i wyceny tego wszystkiego?
                >
                >
                > No to ustawy mówią głupoty (wg mnie).
                >
                >
                > Uczniów, jako osoby niepełnoletnie, zostawmy w spokoju. Jeśli zaś rodzic nie
                > potrafił ocenić towaru, to jego dziecko może jemu to kiedyś wypomnieć.
                > Proponuję zostawić rodzicom zadania, które są im przynależne, m.in. wybór
                > szkoły dla swojej pociechy, z uprzednim "rozpoznaniem terenu".


                Z całym szacunkiem, ale ustalanie norm, standardów, ocena wyników, opiniowanie
                i wydawanie decyzji należy do kuratora oświaty i podległych mu pracowników oraz
                MENiS.
                Jeżeli tego nie robią lub robią źle, nie może za ich ignorancję obowiązków
                konsekwencji ponosić uczeń. ( Na spotkaniu przedstawicieli MENiS z Sejmową
                Komisją ENiM i NIK jedna z poń posłanek retorycznie zapytała: "A cóż winna
                szkoła (niepubliczna), jeżeli do niej nigdy nie przyszedł kontroler?"I
                odpowiedziała sobie: "To może być szkoła znakomita".
                Jeżeli Szanowny Pan tak pojmuje standardy, jak i Pani Poseł, pozostaje mi tylko
                współczuć.
                Druga sprawa Idąc tokiem tej argumentacji, można by stwierdzić, że i
                Konstytucja RP jako ustawa zasadnicza mówi głupoty.(według Pana)

                Co to znaczy, że rodzica zadaniem jest "rozpoznawanie terenu" ? A kryteria?
                Może by tak szkoły niepubliczne obligatoryjnie zorganizowały kurs dla rodziców
                i osób dorosłych na temat: monitoringu, analiz, mierzenia jakości, systemu
                wizytacji, hospitacji, raportów, diagnoz itd.

                Błędne koło...
                • Gość: Krzysztof Homan Re: szkoły prywartne versus publiczne IP: 62.233.233.* 30.10.02, 20:49
                  antilout napisała:

                  > Z całym szacunkiem, ale ustalanie norm, standardów, ocena wyników,
                  opiniowanie
                  > i wydawanie decyzji należy do kuratora oświaty i podległych mu pracowników
                  oraz
                  >
                  > MENiS.

                  Pisałem o cenie za usługę zwaną nauczaniem. Podtrzymuję swoje zdanie o nie
                  wyręczaniu rynku z ustalania tejże ceny.
                  Odnośnie standardów. Średnio normalny człowiek powinien orientować się jakiej
                  wiedzy i umiejętności wymagają czasy, w których żyje. W przypadku rodzica
                  dochodzi wymóg rozpoznania zdolności i zalet swojego dziecka. Mając to na
                  uwadze człowiek dorosły kieruje swoją pociechę do miejsca, które najlepiej
                  wypełni jego życzenia. Wybierając szkołę zagląda też do swojego portfela, i
                  patrzy na co go stać. Zapewniam, że w takich warunkach wszystkie istniejące
                  szkoły wypełnią tzw. standardy, czyli oczekiwania rodziców.

                  > Jeżeli tego nie robią lub robią źle, nie może za ich ignorancję obowiązków
                  > konsekwencji ponosić uczeń.

                  Uczeń powinien ponosić konsekwencje własnych, a przede wszystkim rodziców -
                  działań i zaniechań. Nieszczęśliwym pomysłem wydaje mi się uzależnianie dobra
                  ucznia od jakości standardów wypracowanych w MENiS i okolicach.

                  ( Na spotkaniu przedstawicieli MENiS z Sejmową
                  > Komisją ENiM i NIK jedna z poń posłanek retorycznie zapytała: "A cóż winna
                  > szkoła (niepubliczna), jeżeli do niej nigdy nie przyszedł kontroler?"I
                  > odpowiedziała sobie: "To może być szkoła znakomita".
                  > Jeżeli Szanowny Pan tak pojmuje standardy, jak i Pani Poseł, pozostaje mi
                  tylko
                  >
                  > współczuć.

                  Można mi współczuć, bo nie rozumiem powyższej konstrukcji.
                  Po co w szkole kontroler? Wystarczy, by zjawił się tam rodzic, kiedy jest to
                  potrzebne.

                  > Druga sprawa Idąc tokiem tej argumentacji, można by stwierdzić, że i
                  > Konstytucja RP jako ustawa zasadnicza mówi głupoty.(według Pana)

                  Gdybym ją znał, z pewnością miałbym co wymienić. Z tego co wiem, w Konstytucji
                  RP również znaleźć można wiele pobożnych życzeń i nierealnych standardów.

                  > Co to znaczy, że rodzica zadaniem jest "rozpoznawanie terenu" ? A kryteria?
                  > Może by tak szkoły niepubliczne obligatoryjnie zorganizowały kurs dla
                  rodziców
                  > i osób dorosłych na temat: monitoringu, analiz, mierzenia jakości, systemu
                  > wizytacji, hospitacji, raportów, diagnoz itd.

                  O kryteriach napisałem wyżej.
                  W temacie propozycji kursu mam tylko jedno słowo - ratunku!
    • Gość: Robert Re: szkoły prywartne versus publiczne IP: 193.0.122.* 29.10.02, 09:30
      Moja bliska znajoma (koleżanka z pracy) pilnie chce przenieść córkę z gimnazjum
      rejonowego (zdolną, spokojną uczennicę) nie ze względu na szkołę,nauczycieli,
      ale ze względu na uczniów jacy znaleźli się w tej klasie i szkole. Jest
      załamana, gotowa się zapożyczyć (myśli o szkole niepublicznej), aby zabrać
      stamtąd dziecko. Rozmowy z nauczycielami nic nie pomogły, oni również boją się
      niektórych swoich uczniów. Myślę, że mimo nawoływań władz oświatowych, aby
      dzieci posyłać do szkół rejonowych, trafiły tam tylko te, których rodzice mało
      interesują się ich kształceniem, dzieci z rodzin patologicznych. Inni szukali
      szkół poza rejonem. Te z "normalnych" rodzin, które są w mniejszości, zupełnie
      tam nie pasują. Czują się zagubione.
    • Gość: Anna Re: szkoły prywartne versus publiczne IP: 193.0.122.* 31.10.02, 10:39
      Myli się pan, dzieci niepełnosprawnych w szkołach niepublicznych jest bardzo
      mało i to wielka szkoda. Rodzice tych dzieci mają ogromne wydatki związane z
      opieką zdrowotną i nie stać ich na takie szkoły. Jeśli nawet chcieliby zapewnić
      dzieciom komfortowe warunki, wolą przeznaczyć te pieniądze na leczenie dziecka.
      Nie zgadzam się, że do szkół niepublicznych posyłane są dzieci upośledzone
      umysłowo, raczej dzieci obdarzone przez rodziców nadmierną opiekuńczością i
      mało zaradne, co nie ma nic wspólnego z ich poziomem umysłowym. Jestem
      wieloletnim nauczycielem-pedagogiem i wiem, że marzeniem nie do spełnienia dla
      wielu rodziców jest posłanie swojej pociechy do małej, kameralnej szkoły, a nie
      wielkich molochów, jakimi są szkoły publiczne. Wstyd powiedzieć, ale niektórych
      swoich "podopiecznych" boję się.
    • antilout Re: szkoły prywartne versus publiczne 03.11.02, 14:29
      m-p napisał:

      > Czy zjawisko to występuje też w innych miastach?


      Występuje. W mniejszych miastach w skali przeogromnej.
      Dotacje z budżetu powiatu idą do kieszeni organów prowadzących powiązanych z
      nadzorem kuratorium, który przymyka oczy na fatalną jakość kształcenia, gdyż
      korzyści są "wzajemne".
      Za to szkoły wiejskie publiczne borykają się z podstawowymi problemami
      finansowymi. Na wsi przecież szkoły niepublicznej, zwłaszcza ponadgimnazjalnej,
      z oczywistych powodów założyć i prowadzić nie sposób.
      Myślę , że cały ten chory system finansowania oświaty niepublicznej musi zostać
      rozwiązany systemowo, przy wsparciu co światlejszych parlamentarzystów. W
      przeciwnym wypadku za cichą zgodą MENiS publiczne pieniądze będą nadal
      trwonione.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się

Nie pamiętasz hasła lub ?

Nakarm Pajacyka