jednorazowy23
14.02.10, 19:47
Wszędzie wynajmujący mieszkania skarżą się na lokatorów - bo nie płacą,
hałasują, niszczą mieszkanie - a ja mam sytuację odwrotną.
Nie mam już siły. Kolejny właściciel mieszkania wykręca nam numer, czy to my
mamy takiego pecha, czy tak trudno o uczciwą osobę? :(
Wynajmujemy z chłopakiem czwartą już kawalerkę, za każdym razem podpisujemy
umowę z miesięcznym okresem wypowiedzenia - tak jest dla nas najbezpieczniej.
Pierwszy właściciel postanowił po 2 miesiącach podnieść opłatę za wynajem o
200 zł, albo rozwiązać umowę. Nie stać nas było na dodatkowy wydatek -
poszukaliśmy czegoś innego. Kolejny gość zarzekał się, że szuka lokatorów na
dłużej, po 4 miesiącach nagle się rozmyślił i rozwiązał umowę. Ok. Trzecie
podejście - właścicielka, starsza kobieta, postanowiła kontrolować, co robimy
z jej mieszkaniem, więc wpadała kilka razy w tygodniu bez zapowiedzi, czasem
zdarzało się, że wracaliśmy z pracy, a ona siedziała na herbatce w kuchni i
czekała. Wrrr... rozumiem, że to jej mieszkanie, ale jakaś prywatność też się
nam należała, zwłaszcza, że nie miała powodów, aby się o swoją własność
martwić. Rozmowy i sugestie nie pomagały, więc znów zmieniliśmy mieszkanie. I
wczoraj przychodzi facetka (która również chciała wynająć mieszkanie na
dłużej) i stwierdza, że musimy za miesiąc się wynieść, bo potrzebuje kawalerki
dla siostrzeńca.
Nie mam już siły. Czy tylko nam tak trudno znaleźć poważnego, uczciwego
właściciela, który nie rozmyśla się po kilku miesiącach i nie grzebie w
rzeczach lokatorów? Naprawdę nikt nie miał powodów do niezadowolenia, o
mieszkania dbamy jak o własne, sprzątamy, nie hałasujemy, płacimy w terminie.
Jak tylko zdążymy się w miarę urządzić, okazuje się, że mamy się znów
przeprowadzać. Czy jesteśmy odosobnionym przypadkiem, czy takie niepoważne
traktowanie ludzi to normalka? Pocieszcie ;(