tomek854
03.12.15, 15:17
Kiedy oponowałem wobec apokaliptycznych wizji edka (i emesa) dotyczących tego, jak karygodnie poczynają sobie nasi drogowcy i jak fatalnie zorganizowane są przez znakologów polskie drogi, że aż się praktycznie jeździć nie da bo w każdym miejscu czycha na nas ŚMIERĆ czy to w postaci BETONU W JEZDNI czy to w postaci NIEWINNYCH KIEROWCÓW, KTÓRZY ZWIEDZIENI OZNAKOWANIEM ZGODNYM I ZATWIERDZONYM PRZEZ PARTACZY ZNAKOLOGÓW mogą w każdej chwili uderzyć w Twój pojazd, opierałem się na moich (dość częstych) wizytach w Polsce podczas których pokonuję dość duże ilości kilometrów.
Kiedy parę lat temu odbyłem wizytę na Dolnym Śląsku dowiedziałem się, że "Dolny Śląsk to co innego, tam jest inna kultura i że powinienem pojeździć po innych częsciach kraju".
Kiedy następnym razem udałem się także z wizytą w Małopolskę, odwiedzając zarówno Kraków jak i piękne okoliczności przyrody w okolicach Limanowej, dowiedziałem się, że Polska południowa to nie do konca to, zresztą w Małopolsce to w ogóle cośtam, i że powinienem zobaczyć jak sprawa ma się na północy.
Moja krótka wizyta w Poznaniu została zbyta forumowym odpowiednikiem pogardliwego prychnięcia, bo przecież kraina kwitnącego ziemniaka to nie jest ani prawdziwa północ, ani, zapewne, prawdziwa Polska.
Kiedy zatem podczas kolejnej wizyty miałem okazję pojeździć sobie po Warszawie i z moich obserwacji wynikało, że jeździ się po niej nie bardzo jakoś drastycznie gorzej niż po wielu innych europejskich stolicach, w których miałem okazję bywać, dowiedziałem sie, że "w Warszawie to może faktycznie się trochę poprawia, ale jakbym tylko wyjechał na prowincję, to bym zobaczył". Podczas ostatnich świąt zawitałem zatem na Mazury, ale skupiliśmy się na dyskusji tego, dlaczego udało mi się dokonać niemożliwego, czyli nie znając miasta przejechać tranzytem przez Warszawę w godzinach największego szczytu z jedynie ok. 20 minutami postojów w korkach.
W maju byłem w Bieszczadach, ale to zostało potraktowane jako próba zmiany tematu - no bo w końcu przecież Bieszczady to nie Mazowsze. Wspomniałem o tym, że infrastruktura jest tam taka, że wożony przeze mnie angielski dziennikarz nie mógł uwierzyć, że to jest polski koniec świata i specjalnie mu musiałem szukać drogi z dziurami, żeby pokazać, że te pieniądze z UE które dostajemy na infrastrukturę wciąż jednak są nam potrzebne. Też jakoś nie pomogło to w przekonaniu edka, że nasza infrastruktura nie jest taka zła. "Jakbyś zobaczył moje okolice, którymi muszę na co dzień jeździć, okolice Mińska Mazowieckiego, którymi wali cały ruch objeżdżający Warszawę od wschodu to byś dopiero zobaczył" (cytuję z pamięci).
Nadarzyła się jednak także okazja, aby przejechać się po edkowych okolicach wreszcie. Podczas mojego tour de Pologne, które odbyłem w ciągu dwóch tygodni wakacji, jeden etap prowadził z okolic Kruklanek pod Limanową. Warszawę postanowiłem wziąć "od prawej" - Ostrów Maz. -> Łochów -> Mińsk -> Góra Kalwaria -> Grójec -> Białobrzegi -> Radom.
Wydawało mi się, znowu z pamieci, że gdzieś tutaj przetnę chociaż przez tą strefę prawdziwej Polski, o ktorej tak ochoczo rozpisuje się Edek, w ktorej WYSEPKI CZYHAJĄ, ZNAKI ZMYLAJĄ, TIRY WYPRZEDZANIE UNIEMOŻLIWIAJĄ a POLICJI NIE WIDAĆ. I co? I znowu lipa.
Drogi w większości równe i szerokie. Kultura kierowców - bez jakichś jaskrawych wyskoków. Wyprzedzanie TIRów i innych pojazdów - bez problemu, nawet dla auta z kierownicą po prawej stronie. Policja? Na moich oczach ściągnęli wariata który wyprzedzał żuka z węglem tutaj: ...maps/eavFrFtP1UF2
Czyli nie dość, że widać, to jeszcze nie tylko z radarem stoi.
Dlatego zwracam się tu do kolegi Edka z rozpaczliwą prośbą: pokaż palcem na mapie gdzie mam następnym razem pojechać, żeby zobaczyć to, o czym piszesz, że jest normą w Twoich okolicach!
(Dla zainteresowanych: trasa moich ostatnich wojaży po Polsce (nie wiem czemu google mi ogranicza ilość punktów pośrednich, więc w dwóch częsciach:
...maps/NYtYXH6kdp62
...maps/g7hfp2i96kE2 )
No to Edku, jeszcze raz:
GDZIE jest tak, jak to opisujesz?