plucha
16.11.10, 11:03
Czyli coś o "nawiedzonych właścicielach" psów i kotów. Za takiego uważam mojego męża:
- codziennie chodzi z psami do lasu, nawet jeśli z tego powodu zawala coś w pracy ("bo one tak mnie prosiły"),
- kiedy mają zostać w domu same dłużej niż 4-5 godzin, urywa się z firmy i wraca na chwilę, żeby je wyprowadzić,
- denerwuje się, kiedy mam jakieś konieczne wyjście w czasie kiedy go nie ma w domu, np. do lekarza, muszę go uprzedzić, wtedy on się inaczej organizuje, żeby być w domu z pieskami,
- nie jeździmy na wakacje, bo z psami raczej trudno się wybrać,
- nie jeździmy nawet w odwiedziny do rodziny w innym mieście, bo to zajmie cały dzień - "a pieski same" (no chyba że osobno, jedno z nas zostaje z psami),
- na imprezy chodzimy rzadko i wracamy wcześnie - chyba że uda się zorganizować sąsiada jako "dog-sitter" ("bo one nie są przyzwyczajone być w nocy same"),
- psy mają codziennie gotowany obiad, jak awaryjnie dostaną chrupki albo puszkę, to żeby im "wynagrodzić", kupuje im jakieś zakazane przysmaki typu kabanosy albo metka tatarska,
- jest oburzony kiedy spycham któreś z fotela, żeby usiąść,
- często napomina mnie "no pogłaskaj kocinę, widzisz, przyszła do ciebie, a ty nic",
- ostatnio był zdziwiony czemu nie poszłam z psami do lasu, skoro siedziałam w domu (miałam grypę),
- choćby był nie wiem jak zmęczony, a psy napraszają się o rzucanie piłeczki czy inne zabawy, to wstaje i idzie do ogrodu pobawić się z nimi,
- zawsze daje choćby gryzka z tego co sam je psom albo kotom i ma mi za złe, że ja nie reaguję na ich proszące spojrzenia.
Moim zdaniem - jest kopnięty i to zdrowo.