quille
17.07.06, 14:03
Trochę się niepokoję moim psem - miesza z naszą trójką (mama, tata i ja) i
rodziece wyjeżdżają w tym tygodniu na ponad 2 tyg do Ciechocinka, do
samatorium. Normalnie wzięli by psa ze sobą (zresztą w tym roku wezmą go ze
sobą jak będą jechac nad morze, bo wybierają taki ośrodek, żeby z nim jechać),
ale jadą do uzdrowiska i tam się po prostu nie da mieć ze sobą psa. Tak więc
pies zostaje ze mną, źle mu nie będzie, bo mam dużo czasu i wszystko zostało
przygotowane, ale martwię się tym jak on to zniesie psychicznie. Jest
najszczęśliwszy jak wszyscy są w domu, a kiedy kogoś nie ma (zwłaszcza jego
pana) to nie jest ten sam pies. Wczoraj miałam tego próbkę (rodzice wyszli do
koleżnki i wrócili koło 23) - pies leżał osowiały, nie zainteresował się nawet
swoim największym przysmakiem - świńskim uchem, trzymał łeb na butach i tak
jak w wierszu Szymborskiej: "spał i czekał". Za to jak wrócili to dostał szału
z radości (pomimo że bła prawie północ) - latał po wszystkich pokojach, skakał
po fotelach, gryzł to ucho...
Co można zrobić, aby jakoś strasznie drastycznie tego nie przeżył? Przecież
nie da mu się wytłumaczyć, że wróca wtedy i wtedy, oznaczyć datę na kalendarzu
i mu pokazywać... A on już raz był porzucony i pewnie dlatego to tak przeżywa.
Boję się, że zachoruje (albo i gorzej) z tęskonoty.