swoja_wlasna
22.02.10, 10:27
Ciążę prowadzę w Szpitalu u jednego profesora. Mimo swojego
stanowiska i prawie 70 lat ma bardzo postępowe poglądy (np. nie
nalega na cc u matek ciąż bliźniaczych, cc stara się robić jak już
jest akcja porodowa, nie jest zwolennikiem nacinania). Ale nie
pracuje na porodówce, tylko na innym oddziale.
Porodówka w tym szpitalu to raczej rzeźnia - rutynowe nacinanie,
wymuszanie pozycji itp. Dlatego nie chcę tam rodzić.
Chcę rodzić w innym szpitalu. W takim, który wspiera porody aktywne
itp. Jestem tam też w kontakcie z położną.
Ponieważ jestem tydzień po terminie, to położna poprosiła, abym do
ich szpitala poszła na kontrolę. Poszłam, i co??
Ta głupia lekarka chciała abym od razu została na wywołaniu.
Wyżebrałam, że do czwartku pochodzę jak jestem. Jestem bardzo
rozżalona, bo ona mi nawet pól badania nie zrobiła - nie sprawdziła
rozwarcia, szyjki, nie mówiąc już o usg i poziomie wód płodowych.
Chciała wywołać poród tak dla zasady.
Mówię jej, że do 42 tc przecież wszystko jest w normie jeśli badania
nie mówią inaczej - a ona mi na to, że ja chcę ryzykować życiem
dziecka!!
Od razu po wyjściu zadzwoniłam do położnej. Powiedziała, że miałam
pecha i źle trafiłam na lekarza i że dziś się dowie, czy któryś z
bardziej normalnych lekarzy ma dyżur dziś wieczór lub jutro w ciągu
dnia i mógłby mnie przebadać.
Normalnie siedzę i płaczę nad tym ciemnogrodem. Jest mi bardzo,
bardzo źle...