fragment_mnie
28.09.16, 22:48
Jestem przed drugim porodem. Im więcej czytam Pani wypowiedzi, tym więcej mam wątpliwości i pytań co do mojego pierwszego porodu. Choć już chyba znam odpowiedź na moje pytania (przynajmniej niektóre), to proszę o opinię.
Poród sn, 40tc. Najpierw odeszły wody o godz. 2:00. Zero skurczów, czy rozwarcia, więc podano oksytocynę. Nikt nie pytał mnie o zgodę. Po słowach położnej "oj będziemy rodzić do wieczora (na porodówkę weszliśmy o 7:00), poddałam się wszystkiemu, ufając położnej, bo tak wypada, bo tak trzeba. Akcja ładnie się rozkręciła i po 3h miałam już 9 cm rozwarcia i silną potrzebę parcia. Kiedy stwierdziłam, że już nie mogę się powtrzymywać od parcia, położna stwierdziła, że rozwarcie jest prawie 10 cm, więc jak chcę to mogę zaczynać. Parłam na komendę położnej. Zostałam nacięta, zgodziłam się, bo usłyszałam "nie uda się bez, niestety". Dziecko urodziło się z rączką przy główce (nie ma tego w książeczce zdrowia dziecka). Bardzo szybko zabrano dziecko mimo, że wszystko było z nim ok. Przyszedł czas na łożysko. Niestety nie czułam nic, co bym miała wyprzeć, więc położna poleciła unieść pupę do góry i szybko z impetem opuścić kilka razy, co też nie dało rezultatu, więc obie położne siłowo wyciskały łożysko. Po tym wszystkim dowiedziałam się, że doszło do pęknięcia III stopnia, że potrzebne jest łyżeczkowanie. Szyta byłam na sali operacyjnej w znieczuleniu jak do cc. Na szczęście nie mam żadnych skutków ubocznych po porodzie.
Teraz pytania:
- czy dało się uniknąć pęknięcia III stopnia? Od czego to zależy?
- czy nie można było sprawy łożyska rozwiązać inaczej?
- czy planowane cc przy obecnej ciąży, to jedyne wyjście?