mabrulki
19.04.04, 08:18
Kochane eMamy!
Proszę o pomoc:jak byście postąpiły na moim miejscu,a przede wszystkim
podpowiedzcie jak powinnam rozmawiać z pewną osobą,do której dziś muszę
zadzwonić.Ale zaczynam od końca,a tu trzeba opisać sytuację.
Jest parę osób u mnie w pracy z którymi utrzymuję kontakt także "po
godzinach".Do tych osób należała Agnieszka.Nieraz jakieś piwko,ploty.W
ubiegłe lato zaprosiła nas(mnie z mężem)nawet do domku letniskowego swoich
rodziców na Mazurach.Lubiłam się z nią widywać,więc nie zwracałam uwagi na
pewne zachowania dość lekceważące,mianowicie Agnieszka miała zwyczaj czasem
nie przyjść na umówione spotkanie,ale co gorsza,nie uprzedzała że nie
przyjdzie.Jeśli dzwoniłam po jakimś czasie czekania,nigdy nie przepraszała za
swoje zachowanie i sprawiała wrażenie że takie postępowanie jest normalne.
W sierpniu zeszłego roku A.była u mnie na kawie,gdy w pewnym momencie
wymieniliśmy z mężem kilka zdań na temat komputera.Chodziło o to że nie
mogliśmy znalezc kupca na nasz komputer,którego chcieliśmy się pozbyć z
powodu planowanego przemeblowania-w naszej "dziupli"jest mało miejsca a
spodziewaliśmy się dziecka.Zamierzaliśmy "zamienić" komp.na używanego
laptopa.Słysząc to wszystko A.znienacka zaproponowała że to ona kupi nasz
komp.Zastrzegła jedynie że może go spłacić tylko ratami i że pierwszą ratę
może dać we wrześniu.Po przedyskutowaniu sprawy uznaliśmy że pomysł jest
dobry.Mąż mógł wziąść pożyczkę nieoprocentowaną z pracy na laptopa,a raty
spłacalibyśmy bezboleśnie dzięki ratom od A.Przypominam że od dłuższego czasu
nie mogliśmy kompa sprzedać i to nam się wydało jakby pomysł spadł z nieba.
Tu od razu przyznaję się do własnego błędu.Nie ustaliłam z A.wysokości rat
ani żadnych terminów.A.biła się w piersi że do końca roku cały
komp.spłaci,że ona wie że niedługo będziemy mieli dziecko to rozumie że
potrzebujemy kasy itd...I odtąd zaczyna się jazda.
Pierwszą ratę dała w pazdzierniku.Było to...100 zł.
W listopadzie-kolejne 100 zł.(w tym czasie chcieliśmy kupić wyprawkę,a tu
raty do pracy,hmm)
W grudniu-po świętach(sic!)-kolejne grosze.
W styczniu tradycyjnie 100.
Po mojej ostrej(?)interwencji na koniec lutego dała 500zł.i obiecała że do
końca marca odda resztę długu.Do tej pory jej nie widziałam.
Dodam że cena kompa jaką zaproponowaliśmy była dla niej bardzo korzystna,do
tego masa programów b.dobrych,nagrywarka itp.Mąż osobiście jej zawiózł i
montował wszystko.Tak że A.przez ponad pół roku uzytkowała komp.praktycznie
za darmo!!!Urgh...
Tyle jesli chodzi o oddanie forsy.Ale to nie wszystko.Do tego dochodzi
bezczelne i aroganckie zachowanie pani A.w tej sytuacji.Nie wyglądało to
tak,ze ona dzwoniła ze chcialaby podejsc i dac kase.Za KAZDYM razem to ja
dzwoniłam i pytałam kiedy nam da.Umawialysmy sie,po czym...ona nie
przychodziła.Opisze wam 3 sytuacje.
1.A.obiecała jeszcze predzej ze zalatwi pewna ksiazke dla mojego meza
(potrzebna na studiach).Sama zaproponowała.Ale czas mijał,ksiazka była
potrzebna a tu nic(nie muszę chyba dodawać że po sierpniu 2003 nasze kontakty
towarzyskie spadły do zera).W listopadzie,w zaawansowanej ciąży,nie chodziłam
już do pracy,dzwonię do A.i pytam czy ma tę książkę.Tak ma.Czy w takim razie
mogę po nią przyjść do niej do pracy.Oczywiście.Ok.A.nie wiedziała otym że
zamierzam poruszyć temat forsy,z jej punktu widzenia szłam do niej tylko po
ksiązkę.Byłyśmy umówione że przyjdę ok.10.Pracuje od 7.więc miała mnóstwo
czasu że by ewent.zadzwonić.Przychodzę a pani A.mówi z rozbrajającym
uśmiechem że nie wzięła tej książki z domu.Boże ale się wściekłam.Czy jej
zdaniem nic lepszego nie miałam do roboty tylko z wielkim brzuchem latać do
niej i nic nie załatwić???!!!!No ale nic.Spokojnie pytam czy może mi dać
pieniądze.I co słyszę?Jakieś usprawiedliwienia,przeprosiny?Nic z tego.Krótkie
twarde "Nie mam."Powiedziałam jej wtedy,czego bardzo żałuję bo to mnie
upokorzyło strasznie,ale było zgodne z prawdą że mamy problemy finansowe
(pieniądze za zlecenie nie zostały nam wypłacone w terminie)i że mam w
portfelu ostatnie 5 zł.nie mam na jedzenie(to była prawda).A ona na
to "Karolina,ja nie mam".I koniec.Poszłam do domu i całą drogę płakałam z
upokorzenia.
2.Z czasem już nie umawiałam się z nią żeby przyniosła forsę tylko mąż
podjeżdżał do niej do pracy.(no,po swoje pieniądze...)Kiedyś miała zostać po
godzinach więc umówiłam się z nią że mąż podjedzie po południu,na konkretną
godzinę.Tak się złożyło że powstały nowe plany i razem wtedy gdzieś
pojechaliśmy samochodem,a w drodze powrotnej mieliśmy zahaczyć o danej
godzinie o jej pracę.Już prawie dojeżdżaliśmy,ale coś mnie tknęło bo już raz
mąż pocałował klamkę(...)i wysłałam sms,w sumie tak sobie,"Aga czy jesteś w
pracy".Przychodzi odpow."Nie" -na kilka minut przed umówioną godziną.
3.Raz postawiłam ją w takiej sytuacji że zadzwoniłam że jesteśmy akurat parę
minut drogi od jej domu i czy możemy wpaść po
książkę."Tak,oczywiście".Zajeżdżamy,dzwonimy domofonem,po dłuższym czasie
otwiera jej kuzyn.Okazało się że A.właśnie "musiała" iść do sąsiadki.Jej
kuzyn dał nam książkę no i pani oczywiście uniknęła pytań o
pieniądze.Staliśmy na tej klatce i śmialiśmy się jak głupki.
I to cała historia.Za tydzień mam chrzest mojego dziecka i potrzebuję tej
kasy,którą ona wisi.Zresztą bez znaczenia.To są nasze pieniądze.Dziś chcę
zadzwonić do niej.I tu do was gorąca prośba.Jak z nią rozmawiać???To jest
bezczelna osoba,gdy spytam "Agnieszka kiedy mój mąż może podjechać po
pieniądze" pewnie usłyszę"Karola nie dam ci w tym niesiącu"(przypominam że
dałam jej ostateczny termin na marzec).I co na to odpowiedzieć????Ale mam na
myśli takie odpowiedzi które naprawdę można wygłosić.Jak ją zmusić żeby
oddała do cholery?????!!!!!!Mój mąż już ma takie kryminalne pomysły że boję
się żeby tego w życie nie wprowadził.Pomocy!