itka-julitka
25.06.18, 11:43
Taka sytuacja rodzinna, której bohaterką jest rozwódka z dwojgiem dzieci. w chwili obecnej pani, dajmy jej na imię Zosia, jest w wieku lat ok. 35 i ma dwóję dzieci (wczesna podstawówka). Od razu powiem, ze nie jestem Zosią, ale sytuacja ma miejsce w mojej rodzinie.
Zosia jest jedynaczką, ma rodziców, którzy jakieś 6-7 lat temu kupili sobie domek na wsi i wyprowadzili się z 3-pokojowego mieszkania w bloku, mieszkanie stało puste, bo bali sie wynająć (że się zniszczy), a jednoczesnie nie chcieli sprzedawać. Głownym argumentem był jakaś sentyment do tego mieszkania, w którym przeżyli młodośc, wychowali córkę. Drugim argumentem był fakt, iz na późną starość być moze zechcą wrócić do mieszkania w bloku, w mieście, aby mieć blizej do lekarzy, sklepów, nie martwić się o ogrzewanie, odśnieżanie, itp. Był nawet konkrtenie omówiony plan: dziadkowie mieli mieszkac przynajmniej do 75-tki / 80-tki na wsi (chyba, że zdrowie nie pozwoli). Czyli jeszcze jakieś ponad 20 lat.
No i w międzyczasie Zosia się rozwiodła. Rodzice sami zaproponowali Zosi wprowadzenie się do tego pustego mieszkania, z czego ona chętnie skorzystała. Córka nie płaciła rodzicom za wynajem, ale ponosiła wszytskie opłaty związane z mieszkaniem, więc korzyść była niejako obopólna: córka z wnukami po rozwodzie miała gdzie mieszkać, a mieszkanie było przypilnowanie, czynsz, media opłacone, itp. Ponieważ rodzice utrzymywali, że jeszcze przez wiele lat (przynajmniej 20) bedą mieszkali na wsi (jesli zdrowie pozwoli), Zosia sądzila, że ma mnóstwo czasu na poszukiwanie innych ewentualnych opcji mieszkaniowych. Zosia więc zadomowiła się w mieszkaniu rodziców, zrobiła remonty (za ich wiedzą i zgodą), wysłała dzieci do szkoły w bliskiej okolicy, sama tez pracuje bardzo blisko.
Ale minęło jakieś 3,5 roku i wszytsko się zminiło. Niespodziewanie umarł tato i okazało się, że ustalenia sa już nieważne.
No bo teraz mama, pomimo tego, ze zdrowotnie jest OK (dynamiczna, aktywna babeczka, teraz ma chyba 58 lat), kazała się córce wyprowadzić, max. do końca lipca. Matka Zosi stwierdziła, ze zimą będzie się sama nudzić na wsi więc chce, aby mieszkanie w bloku pełniło rolę "zimowego", a na lato bedzie wyprowadzać się do domku na wieś. I już w tym roku jesienia chce przeprowafdzic się do miasta. I do tego czasu chce zrobic sobie jeszcze remont, ma juz ekipę na sierpien zamówioną. Remont dośc szeroko zakrojony: ma powstać elegancki klasyczny salon, sypialnia oraz - z najmiejszego pokoju - garderoba.
Ja z jednej strony rozumiem agrumenty babci, szczególnie teraz, po smierci meża. Ale Zosia też postawiona jest w sytuacji mega-trudnej. Akcja dzieje się w mieście wojewódzkim. Wynajem mieszkania dwupokojowego - to minimum ok. 2000 zł i te tańsze oferty są w innych dzielnicach niż obecne mieszkanie, więc wyprowadzka wiazałaby się z wieloma utrudnieniami (zmiana szkół, długi dojazd do pracy). W okolicy, w której obecnie mieszka dostępne na chwile obecną mieszkania są jeszcze droższe (ok. 2500 zł) plus taki, że nie trzeba zmianiać szkoły i dojazd do pracy mniej-wiecej tyle co teraz czyli krótko. Tak czy siak - wynajem to olbrzymi wydatek. Oczywiście dodatkowo sa opłaty: czynsz, prąd itp. Zosia zarabia ok. 4 tys na ręke, ma jeszcze alimenty (ok. 1200 i 500+ na jedno dziecko), ale wszytsko to mało. Co byscie poradziły Zosi ?