anahera
09.07.19, 03:46
W ubieglym roku (gdzies tak wrzesien czy pazdziernik chyba) zalozylam tu watek zasiegajacy porady - biegac czy nie biegac?
Dostalam rozne rady, w tym sporo na NIE. Dzis czytam podobne w watku o nie lubieniu sportu. Bo stawy, zasilisz konto ortopedow, bo zanieczyszczenie powietrza, a wogole to smieszni ci biegacze w srednim wieku ze swoimi medalami. Ok. To opinie na forum.
Poczytalam sporo na temat tych szkod ortopedyjnych, znalazlam tez mase literatury naukowej o wzmacnianiu stawow ruchem, i ostatecznie podjelam decyzje na TAK. Zaczelam biegac 8go stycznia. Powoli, moj pierwszy 'bieg' to bylo 1.5km z czego polowe przeszlam. Pluca wypluwalam po kawalku cala droge, nastepne kilka dni lydki i uda dawaly znac o sobie, oj dawaly. Moje postanowienie przewidywalo jednak stopniowy trening 3 x w tyg i tego sie od poczatku trzymalam.
Dzis, po 6ciu miesiacach biegam dalej 3 x w tyg na dystans 6-7km, z tego 2 x ide po 100m na etapie 2km i 4km. Zauwazalne i wymierne zmiany mojego organizmu to:
- Wydolnosc pluc mocno na plus. Pod tym wzgledem moge teraz biec bez konca, poddaja sie lydki.
- 8kg na minusie (diety nie stosuje, choc staram sie jesc malo chleba i innych weglowodanow ale np. czekolade wsuwam rowno)
- znikl mi bezdech nocny. Wczesniej kilka x w tyg budzilam sie dlawiac sie o oddech. Odkad zaczelam biegac nie zdazylo sie to ani razu.
- przestaly mi dretwiec rece i ramiona w nocy, wczesniej budzilam sie 'nie majac reki'. A wiec poprawilo sie krazenie.
- zawsze sporo chodzilam, codzien z psem i czesto po gorach, uwielbialam, ale zawsze bolaly mnie nogi, nawet na polgodzinnym spacerze. Jak rok temu przeszlam w gorach 15km to nastepny dzien przelezalam w lozku. Dokladnie tez sam szlak powtorzylam miesiac temu i nastepnego dnia biegalam. Nogi nie bola mnie teraz nigdy.
A wiec - DLA MNIE bieganie okazalo sie strzalem w 10ke. Zaczelam biegac po medale, a owszem. Wasi znajomi ktorzy to robia raczej maja na mysli wlasna motywacje a nie Wasz podziw czy zazdrosc na portalach spolecznosciowych. Jak sie ma zabukowanych kilka biegow charytatywnych to czlowiek wie ze musi trenowac. Nie widze szkodliwosci tych biegow, wspieram przy okazji jakis cel charytatywny a medal przyjemnie dostac.
Jak ktos nie lubi sportu - jego decyzja. Niech kazdy podejmuje swoja. Lezenie z ksiazka pod kocykiem z kotem tez jest mile. Nie rozumiem tylko tego jadu w wypowiedziach pod tamtym postem (niekieruje tego do jego autorki), tego zacierania lapek z radosci ze jakis biegacz kiedys moze potrzebowac ortopedy. No puknijcie sie. Niektorym ludziom sport ratuje zycie. Wczoraj czytalam relacje kobiety ktora przebiegla wlasnie swoj pierwszy pol-maraton, przy wadze 113kg. Ledwo dobiegla przed cut-off time. Biega od 2 lat, jak zaczynala to wazyla 203kg. Tak, moze bedzie kiedys potrzebowala ortopedy. Ale nie umrze na niewydolnosc serca ktora 2 lata temu miala jak w banku. I jeszcze jedno - spolecznosc biegaczy jest jak rodzina. Tej kobiecie gratulowalo tysiace osob. A jedna biegla z nia caly czas zolwim tempem, podtrzymujac ja na duchu, wiedzac ze jak nie zdaza przed cut-off to sama rowniez bedzie dyskwalifikowana. I takiego siostrzenstwa zycze temu forum.