czekoladazkremem
29.07.19, 13:00
To miała być sielanka - domek z ogrodem pod Warszawą, picie kawy na tarasie, grille i ogniska ze znajomymi, spacery, rowery itp. Tymczasem jest bezustanna robota, wydatki itp. Koszmar pod tytułem "dojazdy" - na byle zajęcia dla dziecka czy wypad do kina trzeba się ciągnąć godzinami. W ogrodzie pracy od cholery - a to mszyce, a to mrówki, pielenie mimo mat, koszenie trawy, przycinanie, podlewanie. Dobrze, że przynajmniej w zimie mało teraz śniegu, jest spokój z odgarnianiem. Dziś upał a muszę skosić trawę, bo potem nie będzie kiedy. Grządek pielić nie będę, za gorąco, poza tym te p...rzone owady - muchy lecą do oczu, gzy tną, komary nawet w środku dnia - nie można spokojnie wyjść, już się ścierwa zlatują. W domu ciągle coś - teraz musimy poprawić taras po "fachowcach", obluzowała się rynna, trzeba pomalować łazienkę, wymienić kran itp. Jesienią dokupić część roślin, bo przez przymrozki i suszę sporo wyschło - znów wydatek i praca, bo posadzić trzeba, podlewać, nawozić. Jesteśmy między wyjazdami, trzeba zapewnić dziecku zajęcie, a tu koledzy powyjeżdżali, wszędzie daleko. Co mi do durnego łba przyszło, żeby na to cholerne zadoopie się wyprowadzić

Co ja bym dała, żeby mieszkać sobie w bloku albo segmencie, bez zasranych ogródków, mieć wszędzie blisko,komunikację pod bokiem, bo u nas już nawet pociąg nie kursuje, chodzić sobie na kawę do knajpy, na spacer do parku... wątek wyżalny