ophelia78
14.10.19, 08:13
Od daaawna za mną chodziło argentyńskie tango. Aż w końcu miesiąc temu zapisałam się na intensywny kurs weekendowy, zeby opanować podstawy. Kurs super

Ponieważ jak zwykle więcej pań chętnych, to prowadząca kurs wóczas zaprasza swoich znajomych już tańczących meżczyzn, zeby przyszli "pomóc". Co jest super, bo jednak bardziej doświadczony prowadzący przy początkujacej partnerce, to skarb.
No i kurdę wsiąkłam... Strasznie mi się podoba. Jestem zafascynowana tym tańcem. Zaraz po tym weekendowym zapisałam się na regularny kurs (grupa open, bo nie ma aż tylu cheynch, żeby tworzyć grupy na róznych poziomach) i też bardzo mi się podoba. W sobotę pierwszy raz poszłam na milongę. Strasznie się stresowałam, ze jeszcze nic pzrecież nie umiem, bo co można umieć po 4 lekcjach w sumie... ale partner mówi: "chodź, zobaczysz jak to jest.Poza tym uczenie się tanga jak nie chesz chodzić na milongi to bez sensu...". I było ok

Partner bardziej zaawansowany niż ja więc o tyle łatwiej.
Ale... widzę ileeeee nauki przede mną.
Dziewczyny, ile Wam zajęło żeby naprawdę swobodnie się poczuć i "popłynąć"... ?