kosmos_pierzasty
08.11.20, 09:04
Tak, wiem, że takie wątki należy traktować z przymrużeniem oka, ale jestem ciekawa Waszego zdania. Mieliśmy robić testy na antyciała, ale jak się okazało, że część osób ma je krótko, a drugie zachorowanie jest możliwe, odpuściliśmy.
I tak:
Na przełomie lutego i marca najpierw zachorował mąż (50+). Ścięło go w kilka godzin, słaby był jak kot, albo i gorzej, miał bóle głowy, kaszlał i po atakach kaszlu łapał powietrze jak ryba wyjęta z wody (później to pewnie bym dzwoniła na 112, ale wtedy nie słyszałam o żadnym covidzie), gorączkę miał wysoką (majaczył) ale krótko, szczypały go oczy. Potem córka kaszlnęła dwa razy. W końcu ja dostałam bólu głowy z samego rana (jak nigdy) bólu gardła, który jak zwykle mija po 3 dniach u mnie, to trzymał się ze trzy tygodnie, do tego wodnisty katar tak samo długo, nocą miałam zlewne poty przez trzy dni i dreszcze bez gorączki. Oboje z mężem przez kolejny co najmniej miesiąc, albo dłużej mieliśmy nadal dreszcze wieczorami (słabe).
I teraz, dwa tygodnie temu, zaraz po wykryciu covida w szkole dziecka, ono znów kaszlnęło dwa razy, mąż tym razem był osłabiony przez jedno popołudnie, a ja miałam bóle mięśni, stawów i po trzech dniach mniej więcej przez jeden dzień skoki ciśniena (google tak powiedziały, taki mocny ból głowy przychodzący falami). Potem byłam dzień osłabiona i wszystko przeszło.
Składa się w całość ta historia, czy nie?