brenya78
27.11.20, 08:56
weekend.gazeta.pl/weekend/1,138398,26545091,walczyla-o-zniesienie-zakazu-aborcji-w-irlandii-mowi-jestesmy.html#s=BoxOpImg2
"właśnie kampania referendalna nauczyła mnie, że nie wystarczy mieć rację i powtarzać ludziom, że ją mam, a potem oczekiwać, że w końcu mi uwierzą. Zamiast powtarzać te same hasła, chciałyśmy włączyć ludzi w publiczną debatę. Tak, podjęłyśmy świadomą decyzję, że przez trzy tygodnie kampanii nie będziemy używać zwrotów takich jak "na żądanie", a język praw człowieka zastąpimy językiem potrzeb, mówiąc: "Kobiety tego potrzebują", a także zamiast o wyborze będziemy mówić o decyzji. Powtarzałyśmy: "Musimy respektować decyzję kobiety". Dla ludzi to miało sens, ale też czyniło całą walkę o prawo do aborcji bardziej osobistą."
A u nas? Wypierdalać, hasło przewodnie i zdziwka że nikt nas nie rozumie. I będzie jak będzie. Polecam artykuł bo pokazuje jak na dłoni dlaczego Polacy są jeszcze daleko i jak niemożliwe jest pozyskanie drugiej strony. Jak bardzo organizatorzy protestów nie potrafili przygotować właściwej retoryki, zamiast tego włączając jakieś postulaty od czapy.
Moje zdanie znacie - kolejna zaprzepaszczona szansa na liberalizację prawa. Pytanie, czy organizatorów stać na refleksję i korzystanie z wzorców innych krajów.