novembre
26.12.20, 00:31
Mieszkam z rodziną za granicą. Jako, że sytuacja covidowa, wszyscy Polacy zostali na święta na miejscu, ale nikt się nie integruje, każdy zostaje u siebie, żeby nie roznosić albo nie dostać wirusa.
Mam tu koleżankę, singielkę. Też została na święta sama. Wysyłała mi wcześniej jakieś półsłówka, że może by się spotkać, oczywiście jakiś spacer, bo ona rozumie, że wirus, ja zbywałam ogólnikami, niczego nie obiecując.
Dziś zaczepiła mnie w sieci, że będzie w okolicy, że może spacer. Odpisałam wieczorem, że miałam dzień offline z rodziną i że ups, ale pogoda takase i i tak bym nie wyszła. Była to wymówka, jej wiadomość odczytałam od razu, ale nie chciałam generować ewentualnych "to może ja chociaż w maseczce" albo "a ten sernik to dobry ci wyszedł?"
Laska jest z charakteru dobra dziewczyna, ale ma jedną wadę, mianowicie nie wie, kiedy zakończyć wizytę. Wpadnie zaproszona na obiad, posiedzi 2-3h, widząc, że z małym dzieckiem nigdzie się nie wybieram, nie będzie się nigdzie spieszyć, luknie, co mąż ogląda w tv, przyłączy się, no, jednym słowem, domownik. Kiedyś, kiedy zasugerowałam jej koniec wizyty, zrobiła minę spaniela i powiedziała: ale ja wzięłam ze sobą szczoteczkę do zębów, na wszelki wypadek! Poza tym autobusem bym się tyyyle czasu tłukła, a jest już ciemno...
No i wiecie, generalnie nie brakuje mi języka w gębie, ale czasem nie potrafię się aż tak asertywnie postawić, jak bym chciała

.
Zatem - na dobrą sprawę mogłam ją była zaprosić na święta, żeby nie siedziała sama, ale z drugiej strony, jesteśmy sobie sami i dobro własne jest mi ważniejsze, po prostu. Uprzedzając, męża i dzieci to strzyka.
Efekt jest taki, że ona w sieci teraz opisuje, jak okropnie samotna jest w te święta, wbijając mnie w wyrzuty sumienia.
Uhh, wygadałam się.