ludzikmichelin4245
11.01.21, 12:23
Wprawdzie moc dowodu anegdotycznego jest niska, ale mam wrażenie, że coraz częściej słyszę w otoczeniu o zaburzeniach psychicznych u dzieci i nastolatków. W ostatnim czasie słyszałam o przynajmniej kilkororgu nastolatków pod opieką psychologiczną i psychiatryczną (uzależnienia, potencjalne zaburzenia osobowości, depresja, nieudana próba samobójcza - co istotne, problemy zaczęły się dużo wcześniej, nie wskutek izolacji). Zaznaczam, że nie chodzi o dzieci zaniedbane (przynajmniej w takim klasycznym sensie) - raczej dobre domy i dobrze wykształceni, średniozamożni rodzice.
Czy wrażenie, że zaburzeń jest więcej, to efekt tego, że kiedyś po prostu nikt nie przejmował się stanem psychicznym takich dzieci i lądowały gdzieś na społecznym marginesie, a rozdział zamykano jako "czarna owca w rodzinie" i tym samym znikały z pola społecznej świadomości? Czy po prostu teraz się lepiej i częściej diagnozuje różne zaburzenia i bardziej otwarcie o nich mówi?
Czy po prostu - realnie choroby psychiczne i zaburzenia występują dziś dużo częściej i dzieci są w większości nimi zagrożone?