mitovita
01.03.21, 01:45
Czytam w wątku obok wypowiedzi kilku osób, jak to one lub ich rodzice wyłącznie opiekowali się schorowanym staruszkiem rodzinnym "a reszta rodziny miała w nosie".
Ciekawa jestem jak to wyglądało z boku.
Bo bardzo wiele przypadków znam, gdzie ta opieka to była właśnie za przejęcie wyłączności na konkretnym majątku seniora, często opiekunowie mieszkali z seniorem razem bo dostali jego dom,
i często bywają na tyle niechętni reszcie rodziny, że skutecznie ich przez lata zniechęcali do odwiedzin u tego seniora - coraz bardziej robiąc go zaleznym tylko od siebie a równocześnie coraz bardziej sfrustrowani, że tylko oni się "poświęcają" a reszta olewa. W wielu przypadkach sami blokują przepływ informacji o seniorze bo byli skłóceni z resztą rodziny i nie mieli ochoty by inni się przyjeżdżali i wtrącali. Woleli tkwić w swoim poczuciu krzywdy "wszystko na mojej głowie a reszta olewa" niż zadzwonić do kogoś z rodziny i powiedzieć, żeby przyjechali i pobyli z seniorem.
A może ta rodzina by się chętnie angażowana nie patrząc na niekorzystne dla nich podziały majątków w pomoc przy seniorze gdyby im nowy właściciel domu rodzinnego nie pokazywał na każdym kroku że "teraz to mój dom i nie jestes tu mile widziany-jesteś intruzem" czyniąc niejako z seniora swojego tylko zakładnika i odcinając od możliwości zaangażowania pozostałych. Nie da się opiekowac seniorem w zaawansowanym wieku nie uzgadniając całości opieki z reszta opiekunów. Można po rozmowie telefonicznej z seniorem kupić leki i posłać kurierem, ale ktoś na miejscu musi sprawdzić czy są brane, czy senior nie ściemnia, albo czy ich nie bierze nadmiernie. A gdy dom lub mieszkanie jest już nie seniora ale kogos innego - to niestety on zarządza sytuacją i on dyktuje warunki kto może bywać i kiedy odwiedzać. I dochodzi do takich kuriozum jak w wątku obok, że schorowana staruszka zamknieta na klucz w mieszkaniu, a klucz ma tylko jedno z jej dzieci bo to teraz jego mieszkanie, a reszta dzieci wstępu nie ma.