tiffany_obolala
28.09.21, 12:37
Rozkminiałyście takie rzeczy w stanie ciężkiego zakochania w wieku dwudziestu kilku lat?
Uciekałyście z krzykiem, kiedy luby wyznawał, że ma diagnozę/przeszłość?
Czy ewentualny kandydat informował o swoich wadach najpóźniej na drugiej randce?
Czy też raz sparzone, zanim wejdziecie w kolejny związek poddajecie kandydata pięcioletniej próbie, skreślając za:
- nadwagę (nie dba o siebie, będzie chorować, po co mi gruby cukrzyk, żebym się nim po wylewie opiekowała?)
- epizod depresyjny, załamanie w wywiadzie (było raz, może się powtórzyć)
- chorobę przewlekłą
- byłą żonę, nie daj Boże istniejące dzieci (alimenty, czas itd.)
- żyjącą mamusię (na co mi teściowa)
- pokonane uzależnienie (do końca życia jesteś alkoholikiem, wuj, że niepijącym)
- rodzaj ukończonych studiów i wykonywanej pracy (historyk sztuki jest biedny, wojskowy bije dzieci, prawnicy są nieetyczni, nauczyciel to łamaga życiowa, profesor puka studentki...)
- inne
W każdym razie zawsze dokonujecie zimnej i bezstronnej analizy SWOT, i znajdujecie faceta idealnego, a dopóki go nie ma, radośnie trwacie w samotności?