algod
22.05.22, 09:57
Zdarzyło nam się ostatnio, że dostaliśmy wiadomość, że nasze dziecko z kolegami bawiło się głupio i w związku z tym powstała poważna szkoda. Powiedzmy - grali w piłkę tam, gdzie nie powinni, i w coś tą piłką trafili. I jak szliśmy z mężem na miejsce wypadku, to przekonaliśmy się, że mamy odmienne poglądy dotyczące odpowiedzialności. To znaczy, zakładaliśmy, że okaże się, że bawili się wszyscy, ale fizycznie szkodę spowodowała jedna osoba. Mąż uważał, że jeśli to nasze dziecko (nie wiedzieliśmy, czy to ono, czy nie), to powinniśmy przyjąć pełną odpowiedzialność finansową, jeśli nie nasze - to nie jest to nasza odpowiedzialność. A ja - że to raczej przypadek, kto fizycznie zrobił szkodę, skoro bawili się wszyscy, i, tak czy siak, odpowiedzialność należy ponieść solidarnie.
Jak doszliśmy, to się okazało, że szkody nie ma. Na początku wyglądało źle, ale ostatecznie wszystko udało się poskładać bez śladu, więc sprawa odpowiedzialności finansowej upadła. Pewnie, jeśli byłoby inaczej, to wśród pozostałych rodziców też starłyby się różne poglądy, a w dodatku sprawa skomplikowałaby się o szczegóły (kto rzucił, kto popchnął rzucającego, kto przyniósł piłkę, kto wpadł na pomysł, żeby grać właśnie tam etc) i zrobiłoby się niefajnie. Cieszę się, że do tego nie doszło, ale nadal mnie męczy kwestia, która postawa jest właściwsza. Powiecie, jak Wy do tego podchodzicie?