sundace46
02.07.22, 11:27
Tak wiem, ta sama praca, hotel. Możecie mnie shejtowac. Pracuję do końca sierpnia tylko. Odchodze. Niby tylko jeszcze 2 miesiące, ale jest nas 12 osób z dyrektorem i konserwatorem włącznie, w recepcji 5 osób. atmosfera koszmarna. Odezwałam się wczoraj do dyrektora, bo zapytał dlaczego ostatnio gorzej pracuję, podobno błąd za błędem, ale bez podania szczegółów, ze to wina temperatury, że warunki pracy są kiepskie, 45C w recepcji, zero klimy, okna od południa, nie ma wody dla pracowników, a przy takiej temperaturze powinna być, nie można wyjść na przerwę na posiłek, bo nikt z biura nie zejdzie nas nawet na 5 minut zastąpić w recepcji, a pracujemy pojedyńczo na zmianie. W zasadzie całą zmianę tyle co ugryziemy kanapki, owoc, bo nie ma kiedy nie ma warunków. Oczywiście dodałam, ze zrobię wszystko żeby błędów więcej nie popełniac, ze bardzo mi przykro etc.
No i dzisiaj dowiaduję się od koleżanki na rannej zmianie, ze dyrektor przyjechał, stwierdził, że ja jatrzę, intryguję, że skarżę się na kolegów, na ich prace etc.
I teraz tak, ja się na żadnego z kolegów nie skarżyłam. Donosicielstwo nie jest w moim charakterze. Jak coś do kogoś mam (a nie mam, wszystko jest ok) mówię tej osobie wprost. A od pracodawcy mam prawo kurcze oczekiwac jakiś sensownych warunków i chociaż wody do picia. Na stronę na która są okna recepcji nic się nie poradzi, tak na brak wody poradzić można, czy zejśc i chociaż 1x na zmianie zastapić na chwilę pracownika żeby zjadł w godnych warunkach posiłek, co mu kodeks pracy gwarantuje.
I nie wiem ciągnąc to dalej, coś wyjaśniac, bo nie ukrywam, wkurzyłam się mocno. Rozmawiac z kolegami na których podobno sie skarżę? Rozmawiac z dyrektorem, ze ja nic takiego nie powiedziałam? Czy olać sprawe. W końcu za 2 miesiące odchodzę. Takie małe środowisko i tak koszmarna atmosfera. Doradżcie proszę.