m_incubo
02.07.22, 16:42
Ostatnio wysyp wątków o cudownych mężczyznach, więc i ja coś dorzucę, liczę na jakieś ematkowe rady, bo moja ulubiona czyli "walizki za drzwi" może okazać się wcale nie optymalna, choć innej póki co nie mam.
Para, nie małżeństwo, z kilkuletnim stażem (7-8) ma 1,5 rocznego syna. Pani właściwie od zawsze pracuje, ale jest w tej chwili na urlopie wychowawczym, dziecko nie dostało się do żłobka i zdecydowali z ojcem dziecka, że do końca roku pani zostanie z dzieckiem w domu - więc aktualnie nie ma żadnego dochodu poza 500+ i RKO 1000 (pan ma jeszcze dwójkę starszych dzieci, na które płaci alimenty), więc razem 1500.
Mieszkają w mieszkaniu komunalnym (heh), którego głównym najemcą jest pani, facet nie jest tam zameldowany, ale mieszka od lat i figuruje w spółdzielni (?) jako lokator.
Wszystkie opłaty czyli czynsz, media, to kwota ok 500-600 zł, umówili się, że opłaty pokrywa facet, ona za to w całości ogarnia koszty związane z dzieckiem.
Związek zawsze był dość burzliwy, ale jakoś się kręciło, tak czy inaczej ostatnio doszło do Wielkiej awantury, pani nie mówi jasno o co poszło, niemniej facet wrzeszczał, zwyzywał kobietę od szmat, ścierw, pizd, (już się to wcześniej zdarzało) wygrażał pięściami, skończyło się wywaleniem przez panią rzeczy pana na klatkę schodową ze słowami, że ma znikać i się więcej nie pokazywać.
Facet się nie dał, rzeczy pozbierał, ale zapowiedział, że skoro tak to proszę bardzo, przespał się w domu, rano spakował walizkę i bladym świtem wyjechał. Gdzie? Nie wiadomo, choć można się domyślić, bo dużego wyboru nie miał.
No i teraz tak. Pani stwierdziła, że dość upokorzeń, dziecko nie może się w takim domu wychowywać, czas skończyć tę farsę. Zamówiła ślusarza, planuje zmienić zamki, z dzieckiem wyjechać na tydzień do matki żeby ochłonąć.
W mieszkaniu zostały wszystkie rzeczy faceta typu komputer, sprzęt grający, ciuchy itp, spakował i zabrał ze sobą tylko parę rzeczy, dokumenty i to tyle.
Pani trochę ochłonęła, widzi, że jest w średniej sytuacji. Nie ma co zrobić z dzieckiem (matka na dłuższą metę nie pomoże, to pani blisko 80 letnia, schorowana, z najniższą emeryturą, co najwyżej przyjmie pod swój dach), teoretycznie może przerwać wychowawczy i wrócić do pracy, o ile dziecku znajdzie prywatny żłobek, bo zakładam, że na wrzesień tego roku w państwowym nie ma szans. Alimentów nie mają ustalonych.
Facet na dwójkę dzieci płaci łącznie chyba z 1200 zł, pracuje na umowę zlecenie u swojej matki

w firmie, zarabia na papierze 2500 zł.
Oczywiście o alimenty będzie musiała dopiero go pozwać, ale pytanie jest o to, czy ma prawo tego gościa nie wpuścić do mieszkania.
Ja jej poradziłam, żeby ze zmianą zamków jednak się wstrzymała, bo nie wiem jak to jest do końca z mieszkaniami lokatorskimi, jestem w stanie udostępnić jej inne mieszkanie na jakiś czas, ale ona z tego komunalnego wyprowadzać się na zawsze nie chce, bo straci wszystko, co włożyła w remonty itp, kwota do stracenia jest obiektywnie duża (kilkadziesiąt tys. Facet też remontował itp, ale włożył zdecydowanie mniej) no i to jej jedyne mieszkanie, wynajem w obecnej sytuacji nierealny. Nie chcę też, by facet pod jej nieobecność spakował swój dobytek i zniknął jak sen złoty, bo gdzie go później szukać?
No i pytanie główne drogie Bravo. Może zmienić te zamki czy nie może?
Za głosy, że opisuję własną sytuację, dziękuję

Niestety nie chodzi o obcą mi osobę, tylko o dość bliską.
Kto dotrwał, niech coś poradzi.