primera.doux
05.07.22, 10:16
Jestem po kolejnej porannej awanturze. Szukam po grupach na FB i forach dyskusyjnych czy tylko jak tak mam, czy to szerszy problem. Chodzi o moje poczucie niesprawiedliwości w zakresie obowiązków domowych. Sytuacja wygląda tak, że mąż pracuje prawie całkowicie zdalnie. Piszę prawie, bo dosłownie raz w miesiącu musi pojawić się w biurze. W domu ma wydzielony pokój, pracownie - jak sam to nazywa, gdzie zwykle o godzinie 9 się zamyka i wychodzi o 17. Oczywiście nie siedzi tam non-stop. A to sobie zrobi przerwę i wyjdzie na ogród, a to do kuchni, a to się przekąpię w basenie, a to do łazienki. W sumie normalnie. Tylko w czasie, gdy jest w pracy nie wolno mi go o nic poprosić, nawet drobnego no bo pracuje. A po pracy wsiada na motocykl i mówi, że jedzie przewietrzyć głowę. I na godzinę półtorej znika. W tym czasie najczęściej układam dzieci spać. Cały dom i ogród są na moje głowie. Dzieci (2 i 3) również. Za rok chcę posłać pierwsze do przedszkola, to może będzie luźniej. Moja przyjaciółka mówi mi, że się czepiam bo skoro sama nie pracuję zawodowo, to powinnam mieć czas na ogarnięcie wszystkiego i jeszcze mnóstwo czasu na relaks. Kawka, Netflix i czil w basenie. A prawda jest taka, że jeśli w środku dnia uda mi się znaleźć 40 minut na relaks, to jest dobrze. Dopiero jak ułożę dzieci, to mam tego czasu trochę dla siebie. Mówiłam wielokrotnie mężowi, że mu zazdroszczę i naprawdę wolałabym być na jego miejscu, na co on odpowiada, że proszę bardzo, jeśli zarobię chociaż połowę tego, co on, to możemy się zamienić. Oczywiście nierealne, nie mam szans nawet na 1/3 tego. I noszę w sobie taką frustrację. Wyprowadzka poza miasta do własnego domu z wielkim ogrodem, pod lasem, miała być wymarzonym scenariuszem na życie, a ja czuję, że poza sprzątaniem, gotowaniem, ogarnianiem dzieci i zakupami, nie mam tego życia dla siebie. Szanuję męża, że pracuje i że mamy z czego żyć, ale po prostu czuję, że mógłby mi więcej pomagać. Z kolei nasze weekendy, to albo odpoczynek na ogrodzie, głównie jego i dzieci, ale wyjazd gdzieś na 1-2 dni. To już wolę te wyjazdy, bo przynajmniej tam nie muszę gotować i sprzątać. Czuję, że życie przelatuje mi przez palce. Chciałam się wygadać i wyżalić. Ściskam, wracam do rutyny.