soslysza
02.08.22, 15:09
Dochodzi do spotkania. Uczestniczy w nim 6 osób: trójka bliskich znajomych/przyjaciół, panów nieco po czterdziestce, wraz z partnerkami. Jedna z tych partnerek to wieloletnia żona pierwszego z panów. Druga to ja, partnerka drugiego pana, z pewnym stażem (1,5 roku), ale ciągle "świeża" w sensie znajomości towarzystwa. Trzecia to zupełnie nowy nabytek trzeciego pana, znają się od 3 miesięcy, przez stronę randkową. Spotkanie na ogrodzie pana nr 1 i jego żony. Co warte zaznaczenia jeszcze, ja jestem o 5 lat młodsza od partnera, a trzecia pani o 10 (trzydziestolatka).
I pojawia się w mojej ocenie zgrzyt. Trzeci pan traktuje swoją partnerkę niezbyt ładnie. Niby kulturalnie, ale daje jej odczuć, że mocno odstaje od towarzystwa. Różne półsłówka, zawoalowana krytyka, podejście przynieś, podaj, pozamiataj. Dosłownie, kilka razy wysyłał pan swoją partnerkę do kuchni, po świeże szklanki, sól, sztućce, nową butelkę wina, kazał sprzątać ze stołu itp. A kulminacją był tekst "nie jesteś raczej w pozycji, żeby stawiać jakiekolwiek warunki komukolwiek", na sugestie pani, że będzie musiała wkrótce wracać. Pani jest świeżo po trudnym rozwodzie z dwójką przychówku (w rzeczony weekend u babci) i nienajlepszej sytuacji finansowej. Pan jej pomaga, płaci połowę kwoty za wynajem mieszkania, w którym ona jest z dziećmi. Pan swoje dzieci ma już dorastające, sam jest od dawna po rozwodzie. Mój partner jest w podobnej sytuacji, ja dzieci ani eks-mężów nie mam.
Pani bardzo cicha i uległa. Gospodarze nie reagują. Mój partner również. Mnie się zachowanie pana nie podoba, ale głupio mi zareagować. Usprawiedliwiam się, że nie będę stawać w obronie dorosłej, samodzielnej osoby. No ale mam wątpliwości etyczne. Jakbyście postąpiły jako ta osoba trzecia, na moim miejscu? Nie wtrącałybyście się czy jednak jakoś zareagowały? Pytam na poziomie kultury osobistej oraz układu towarzyskiego.