po-trafie
08.08.22, 14:16
Mam synka, mam pomocnego meza, mam nianie 4 dni w tygodniu, mam luksus pracy z domu - wiec moge go piersia nakarmic, moge go przytulic na drzemke, moge zjesc z nim lunch.
Dziecko zdrowe, pogodne, rozwija sie wzorcowo, pierwszych 8 miesiecy spal beznadziejnie ale ostatnie 2 miesiace juz miewamy noce z 1-2 pobudkami (co jest dla nas wielkim sukcesem i postepem w porownaniu do 5-7 pobudek wczesniej).
niby wszystko super, a ja mam wrazenie ze zaraz oszaleje bo maly.. CHCE. chce najczesciej mnie, bardziej, blizej mocniej, dluzej. mam wrazenie ze jakby mogl, to wszedlby mi pod skore.
z innymi osobami (maz, niania, dzadkowie, rodzina) bawi sie, moze siedziec przy stole i jesc/byc karmiony, isc na spacer siedzac w wozku.
w mojej obecnosci jest kilka minut przytulania, wrzask ze CHCE cos innego (byc na ziemi, bawic sie, raczkowac, dostac jesc), po czym po 1-2minutach jest porzucenie tej aktywnosci i wrzask i raczki wyciagniete “mamamama AAAA” (i dalej jakby go mordowali). Posilek przestaje miec znaczenie, zabawa nie ma znaczenia, wozek parzy. Ma byc na mnie, przy mnie, wbity zebami w ramie, wczepiony raczkami we mnie, mamamamama!!!
Jesli wyjde, to daje sie rozkojazyc i znowu jest pogodnym dzieckiem, ktore w sumie to chetnie jeszcze doje obiadek.
Kiedy on tak od usmiechy do wrzasku przechodzi w mgnieniu oka, to mam fizyczne objawy chorobowe wrecz - robi mi sie niedobrze, slabo, konczyny mi dretwieja, kesa dalej nie przelkne, w uszach mi dzwoni, mam wrazenie ze upadne.
jakby nie dziecko krzyczalo, tylko jakby mi ktos igly pod paznokcie wbijal albo wuwuzele w windzie odpalal.
jak to przetrwac? jak sie w sobie nie kulic, nie uciekac od niego?
ktos jeszcze tak mial?