cud_bogini_w_bikini
19.09.22, 12:23
Jestem po kolejnej wizycie kontrolnej u onkologa. Za każdym razem trafiam na innego lekarza (losowo), a dzisiejszy lekarz, którego widziałam po raz pierwszy stwierdził, że skoro nie słucham zaleceń, to on nie ma obowiązku wypisywać skierowań, o które proszę.
Jestem na hormonoterapii, zażywam leki i mam podawany implant. Pilnuję tego, mimo skutków ubocznych.
NIE poddałam się rekonstrukcji piersi. Od samego początku przyjęłam takie założenie, byłam namawiana, ponieważ -zdaniem lekarzy- kobiety niezależnie od wieku bardzo pragną poddać się temu zabiegowi. Ja nie - od pierwszego dnia diagnozy. Przez 3 lata zdania nie zmieniłam. Lekarze komentowali (ale na zasadzie "jeszcze pani zmieni zdanie).
Tym razem poprosiłam o skierowanie na rehabilitację (obrzęk limfatyczny ręki) i usłyszałam, że sama sobie szkodzę brakiem piersi. Uważam, że to wycięcie wszystkich węzłów a nie brak piersi... Nikt wcześniej z rehabilitantów nie wspominał o takiej korelacji...
Po drugie powiedziałam o depresji, którą leczę (psychiatra uważa, że nasilaja ją hormonoterapia...), a lekarz na to, że się nie dziwi, że mam depresję, ponieważ kobiety pozbawione piersi zwykle ją mają, więc mam to na własne życzenie, skoro odmówiłam proponowanej rekonstrukcji...
Proszę o jakieś wsparcie i może spojrzenie z boku. Czy to faktycznie nie słuchanie zaleceń?