triss_merigold6
10.10.22, 15:36
krytykapolityczna.pl/kraj/neuroroznorodnosc-edukacja-wlaczajaca-w-polsce-nie-istnieje-hnidziuk-machnica/?utm_medium=Social&utm_source=Facebook#Echobox=1665219921
Z całego przydługiego wywodu matki zaburzonego dziecka i lobbystki na rzecz, polecam uwadze fragmencik:
(...) A co z edukacją włączającą? Respektującą zasadę równych szans edukacyjnych, zapewniającą pełne uczestnictwo wszystkim, niezależnie od płci, stanu zdrowia, rasy, klasy czy wyznania, tak by różnorodność nie była problemem, ale czymś oczywistym?
Edukacja włączająca jest czymś, do czego my jako społeczeństwo powinniśmy dążyć. To nie jest utopia i na papierze, nawet w polskim systemie edukacji założenia edukacji włączającej prezentują się bardziej niż znakomicie! Jednak papier przyjmie wszystko, a w rzeczywistości mamy smutne realia przemocy systemowej, wskazywanie palcem uczniów o innych potrzebach edukacyjnych jako tych, „którzy przeszkadzają uczniom zdrowym się rozwijać” – przepraszam, ale tak jest. Nagonki dyrekcji i rodziców, sprawy w sądach o demoralizację, wzywanie policji, karetek psychiatrycznych do kilkuletniego dziecka. To jest ta inkluzja? Jak mamy integrować dzieci, uczyć szacunku dla inności, skoro każdą inność się wręcz tępi?
A czy szkoła może odmówić przyjęcia osoby nieneurotypowej, ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi? Albo skłonić rodziców takiego dziecka do zabrania go ze szkoły?
Teoretycznie nie może, bo przecież mogłaby zostać posądzona o dyskryminację ze względu na niepełnosprawność. W praktyce, jeśli szkoła chce się pozbyć dziecka, a więc „problemu”, zrobi wszystko, by do tego doprowadzić. Sprawy w sądzie, kurator, policja, petycje innych rodziców, niebieska karta, straszenie szpitalem psychiatrycznym – pomysłowość nie zna granic. Nawet najtwardszy rodzic wreszcie się podda i wypisze dziecko ze szkoły. Często musimy tłumaczyć rodzicom, że walka ze szkołą nie ma sensu, bo traci na niej przede wszystkim dziecko.
Czy diagnoza chroni przed ustawą o demoralizacji, wedle której już dziesięcioletnie dzieci można postawić przed sądem za „zachowanie naruszające porządek prawny lub stanowiące przejawy demoralizacji”?
Niestety nie. Znam już przypadek chłopca, nastolatka, który został odebrany rodzicom i umieszczony w placówce – diagnoza nic tu nie pomogła. Polski wymiar sprawiedliwości też ma problem ze zrozumieniem, co oznacza diagnoza. Jeśli dziecko zachowało się w sposób niewłaściwy, zniszczyło coś czy uderzyło kogoś w nerwach, w emocjach, dla szkoły, a często i dla sądu to już jest demoralizacja. Sąd nie rozpatruje okoliczności, jakie trudności rozwojowe leżą u podłoża niewłaściwego zachowania. A przecież uczniowie w spektrum sami często są obiektem agresji ze strony rówieśników i dorosłych, są prowokowani. (...)
Wynika z tego, że rodzice innych dzieci i szkoła (masowa, nie specjalna czy integracyjna) powinni rozpatrywać, jakie trudności rozwojowe leżą u podłoża nieakceptowalnych zachowań Jasia, który musi położyć się na podłodze, biegać albo wydawać dżwięki, żeby się rozładować i stosownie akceptować wyrozumiale. Wezwanie karetki psychiatrycznej nie ma miejsca bez powodu, pani najwyraźniej lekceważy stany psychiczne i emocjonalne zdrowych dzieci, które są zmuszone regularnie obserwować napady szału czy pobudzenia kolegi z dysfunkcją.
CBDU, oczywiście, poczytanie o takiej perspektywie rodzica żywo zainteresowanego edukacją włączającą tylko potwierdza przypuszczenia, że jeśli ww. ma miejsce to kosztem dzieci bez zaburzeń.