bzdety2019
24.10.22, 15:38
Dowiedziałam się dziś, że moja mama umiera. Badania już potwierdziły, nieoperacyjny rak, najwyższy stopień zaawansowania. Mam dwójkę rodzeństwa, brat z siostrą załamani, tata nie chce żyć. Mam jest spokojna, pogodzona chyba z sytuacją, nie chce robić zamieszania, może ma wyparcie.
Ja jestem z całej trójki taka najsilniejsza chyba, zawsze wszystko spada na moje barki. Więc wszyscy się załamują, a to ja ich dźwigam i ich emocje. Chore dziecko, depresja męża, problemy z własnym zdrowiem, dałam radę, z trudem, ale chyba dałam. Nie wiem czy to co nas spotyka teraz mnie nie przerośnie.
Czuję się odpowiedzialna za nich wszystkich, za mamę, szczególnie za ojca, żeby go utrzymać przy życiu bo gaśnie w tempie szybszym niż mama no i rodzeństwo też się rozpada na kawałki...
Wiem że nie ma nadziei (ale brat wydziwia z jakimiś podobno rewelacyjnymi terapiami, wkurza mnie to bo mam wrażenie że robi to bardziej żeby siebie podbudować i sobie dać nadzieję) , nie chcę tylko żeby cierpiała. nie szukam magicznych terapii bo na ten nowotwór w tym stanie już nic się nie poradzi. Najchętniej załatwiłabym jej 1000 działek heroiny żeby sobie resztę życia spędziła na haju.Cierpię ale pogodziłam się z tym, to jest szok, czy raczej jestem bardziej podobna do mojej matki niż myślałam? sama już nie wiem, czy te reakcje są normalne.
Ona nie chce żebyśmy się smucili, jak dać sobie radę, jak jej zafundować na koniec pozory normalności, czy w ogóle się da?