dni_minione
09.11.22, 00:44
Przybywam do Was z kolejnymi scenkami społecznymi do oceny. Ciekawa jestem, jak je oceniacie i co Wy byście zrobiły na miejscu pań.
1. para spotyka się od krótkiego czasu, jest na etapie knajpek i kina. Pani mieszka w centrum, gdzie się spotykają w tych knajpkach, pan na obrzeżach. Pan dopiero co wrócił z emigracji i nie ma auta, pani ma. Pan porusza się taksówkami. Gdy zaprasza panią do siebie po raz pierwszy, sugeruje, żeby pani wzięła sobie taxi, bo on kupił dobre wino do kolacji (chce zamówić pizzę). Taxi w dwie strony na te obrzeża to ok 80 zł, pani wolałaby jechać swoim autem i o tym mówi. Pan się upiera przy winie, rzuca tekstem "nie będzie nas odległość ograniczać", ale zamówienia ubera na swój koszt nie proponuje. Ostatecznie do spotkania tego dnia nie dochodzi.
2. para (inna) wychodzi z psem pani wieczorem na spacer. Napada na nich puszczony luzem duży, obcy pies i rzuca się na ich mniejszego psa. Wyrywa mu sporo sierści (bez krwi jak się na szczęście okazało potem), sytuacja jest dynamiczna i stresująca. Pani ratuje swojego psa kopiąc tamtego dwa razy gdzie popadnie, tamten się odczepia i odchodzi z futrem w pysku, potem zjawia się właściciel i dochodzi do ostrej, nerwowej wymiany zdań między panią a właścicielem (przeprosił). Pan przez cały ten czas stoi obok, nie pomaga odciągać agresora ani nie wdaje się w rozmowę z właścicielem. Gdy sytuacja się uspokaja, skarży się jedynie, że będzie miał siniaka na nodze i narzeka na bezmyślność właściciela psa. Następnego dnia pani zadaje pytanie, czy gdyby napadł ich jakiś bandyta, to pan byłby równie zaangażowany w obronę. Pan odpowiada: no co ja poradzę, że nie miałem potrzeby wyżyć się na tym człowieku.