mamawojtuska79
09.11.22, 20:07
Dziś rano przypadkiem trafiłam na artykuł o zaginionych na wojnie w Ukrainie żołnierzach. Link do artykułu . Do teraz nie mogę się jakoś z tego otrząsnąć. Każda z tych historii jest tragiczna i wstrząsająca i nie ma się co łudzić że będzie pozytywne zakończenie. Rodzinom żołnierzy życzę żeby szybko dotarły do prawdy (wiadomości) co stało się z ich bliskimi. I takie mnie dopadły smutne refleksje że każda wojna ma podobne historie, tak samo było podczas pierwszej wojny światowej, drugiej i w wielu wielu innych konfliktach.
Mąż mojej prababci był żołnierzem w wojsku carskim, gdy zaczęła się pierwsza wojna światowa miał żonę i rocznego syna, poszedł walczyć, nigdy nie wrócił. Moja prababcia czekała na niego całe 11 lat, szukała wszędzie, czekała, dawała ogłoszenia w prasie, była nawet u jasnowidza, który jej powiedział że on nie żyje, leży gdzieś w lesie. Po 11 latach przeprowadziła sądowe stwierdzenie zgonu, wyszła drugi raz za mąż (za mojego pradziadka), urodziła córkę ( moją babcię, która ma skończone 96 lat). Nigdy nie dowiedziała się co się stało z jej pierwszym mężem, zawsze była ta niepewność. Ja od dziecka słuchałam tej historii, przyrodni brat babci dożył prawie setki i zawsze tęsknił za ojcem, którego nie pamiętał. Hobbistycznie zajmuję się genealogią i jakiś czas temu wzięłam sobie za cel rozwikłanie tej zagadki. Szperałam w rosyjskich archiwach (swego czasu były udostępnione online) i znalazłam kilka tropów, potem to zarzuciłam (wciągły mnie inne historie rodzinne a i czasu mam mało). Dwa tygodnie temu, zaczęłam przeglądać skany z archiwów, porządkować, tłumaczyć, dodatkowo ściągnęłam mapy walk bitwy łódzkiej i bingo, znalazłam. Po prawie 107 latach odkryłam miejsce i datę jego śmierci. Zadzwoniłam do cioci (jego wnuczki) z informacjami, wysłałam jej dokumenty i w jakiś sposób zamknęłam tę część rodzinnej historii.